niedziela, 18 grudnia 2016

fot. fakt.pl

Rzut karny

Wydarzenia pod Sejmem przypominają mi sytuację z meczu piłki nożnej. Otóż jedna z drużyn wydawałoby się bezpiecznie prowadzi dyktując warunki na boisku, a przeciwnik bezskutecznie atakuje "bijąc głową w mur". Strzelenie bramki tzw. kontaktowej może mu jednak dać nadzieję na dobry wynik i wyzwolić dodatkowe siły. W pole karne prowadzącej drużyny wpada szarżujący napastnik, a obrońca powala go na ziemię. Bezsprzecznie zawinił, ale sfaulowany upada w teatralny sposób tak, aby ani sędzia, ani publiczność nie mieli wątpliwości. Arbiter i tak nie miałby wątpliwości, ale teatr jest dziś nieodłączną cechą faulowanych zawodników. Trwa szarpanina pomiędzy drużynami. Sfaulowany leży na ziemi. Drużyny się przepychają. Karny już jest. W studiu drużyny prowadzącej wszyscy mówią, że może owszem lekko go obrońca potrącił, ale żeby zaraz karny "popatrzcie jak teatralnie upadł" - to jest najważniejsze. W studio drużyny przegrywającej wątpliwości nie ma. Karny jest na pewno choć i na temat teatralnych gestów wątpliwości nie ma. A pod Sejmem. Tak był faul to zamach na wolne media. Na te wolne media, które rządzącej partii w dużej mierze dały władzę obnażając słabości, afery i nadużycia poprzedniej władzy. Lecz skoro zrobili to poprzednikom zrobić to mogą każdemu. Lepiej więc zakneblować im usta. Cała reszta jest tym piłkarskim teatrzykiem. Są jednak dwa pytania. Pierwsze co zrobi sędzia ? Bo ze swoimi kompetencjami, choć faul trzeba było odgwizdać, za chwilę możne wyrównać straty. I pytanie najważniejsze - CZY KARNEGO UDA SIĘ WYKORZYSTAĆ i dać nadzieję przegrywającej drużynie na ostateczne zwycięstwo.

Miłego wieczoru Tomek

niedziela, 13 listopada 2016



NOWE LOGO PSP ? - PO CO ?

       Z prawdziwym zdziwieniem przeczytałem informację o ogłoszeniu przez Komendanta Głównego PSP konkursu na nowe logo Państwowej Straży Pożarnej. Założę się, że podobnie konkurs ten przyjęło środowisko "strażackie". Jak to jednak bywało w starym systemie, a dziś ku niemu zmierzamy, z szefem się nie dyskutuje, szef ma zawsze rację, a jego pomysły są najwspanialsze. Obawiam się również, że wśród strażaków wyższego szczebla znajdziemy dziś jedynie posłusznych wykonawców woli szefa, rzadziej zaś prawdziwych strażaków, dla których ratownictwo jest powołaniem, a stanowisko nagrodą za autorytet zdobyty w służbie. Kto więc ma powiedzieć, że coś jest nie tak ? A jest. Obecny znak-logo PSP powstało w 1992 roku i nieodłącznie związane jest z historią Państwowej Straży Pożarnej, dziedziczką poprzedniego systemu ratownictwa. Powstało więc w wolnej III Rzeczpospolitej. Przez już prawie 25 lat strażacy budowali zaufanie do formacji nieodłącznie utożsamianej ze swoim logo. Powodzie, pożary, katastrofy komunikacyjne i budowlane ostatniego 25-lecia to miejsca, gdzie strażak z nieodłącznym logo PSP budował autorytet formacji, która wciąż (jeszcze) cieszy się największym zaufaniem społecznym. Logo trafiło na sztandary, medale, odznaki budując i kształtując tradycję i historię "strażactwa". W Nowakowie pod Elblągiem Zespół Szkół jako pierwszy w Polsce przyjął imię Państwowej Straży Pożarnej, a na jego sztandarze dumnie wyhaftowano strażackie logo. I dziś, nagle bez żadnego sensownego uzasadnienia próbuje się to logo zmienić ? Czy jest potrzeba odcinania się od 25-cio letniej historii ? Czy pożarnictwo jest na tyle bogate, by jutro do śmietnika poszły wszelkie elementy umundurowania z dawnym logo ? Czy znów haftować będziemy nowe sztandary, zamawiać nowe tablice ? Pytam dlaczego i za ile ? Kto na to pozwala ? A może po prostu ktoś zwyczajnie próbuje odciąć się od ludzi i ich historii tylko dlatego, że nie chcieli dzielić się z nim władzą ? Pamiętać jednak powinien, że Oni zostawili już swój ślad w pożarnictwie i mogą być z tego dumni. Sprawny system, nowe strażnice, nowoczesny sprzęt i zaufanie, na które nowe logo dopiero będzie musiało zapracować. Pewnie nie o tym pisał Adam Asnyk, ale jakże właśnie tu mają zastosowanie jego słowa:

"Ale nie depczcie przeszłości ołtarzy,
Choć macie sami doskonalsze wznieść;
Na nich się jeszcze święty ogień żarzy,
I miłość ludzka stoi tam na straży,
I wy winniście im cześć!"

Miłego wieczoru Tomek

czwartek, 27 października 2016

fot. pap.pl


Do strażaków o dodatkach.


            Z zainteresowaniem przeczytałem w ostatnim numerze Przeglądu Pożarniczego wywiad z Leszkiem Suskim Komendantem Głównym PSP pt. "Koniec z uznaniowością". Pod pięknymi słowami, o docenieniu pożarniczego trudu jest jednak pustka i widać wyraźny wieloletni rozbrat ze służbą.  Niewiele jest też w nich troski o pożarnictwo i jego kadrę, szczególnie dowódczą, bo to ona bierze na siebie ciężar realizacji zadań przy wieloletniej zapaści finansowej pożarnictwa. Pan Komendant niesłusznie miesza ze sobą dwa dodatki służbowy i motywacyjny, a właśnie ideą tego drugiego było motywowanie i docenianie strażaków. W rzeczywistości okazywało się to jednak nierealne z uwagi na możliwości finansowe komend , a szczególnie tych mniejszych gdzie nie było odejść na emeryturę, a więc możliwości jakichkolwiek zmian w uposażeniach. U źródła problemu leży nieszczęsny dodatek służbowy. Oto bowiem straż pożarna( i tak opłacana najniżej ze służb)  jest jedyną formacją, w której tak wielkie znaczenie w ostatecznej wielkości uposażenia ma dodatek służbowy. Jego wysokość wynieść może, aż 50% uposażenia zasadniczego. Tymczasem każdy żołnierz doskonale wie ile wynosić będzie jego pensja przy ewentualnym awansie, bo jej wysokość na poszczególnych stanowiskach jest stała. Podobnie z chwilą odejścia na emeryturę doskonale wie jaka będzie podstawa jej naliczenia. Strażaka tymczasem potrafiło się straszyć, że jego przyszła emerytura liczona będzie jedynie ze stopnia i grupy. Dodatek służbowy stał się więc dziwnym wymysłem, którym próbowano ratować niedoskonałości systemu płac (niskie płace w administracji powodujące odpływ kadr i niechęć podziału bojowego do przenoszenia w system ośmiogodzinny pogłębiona przez perspektywę utraty źródła dodatkowego dochodu jakim są nadgodziny), doceniać dodatkowe obowiązki jakim była np. konserwacja sprzętu wynikająca z dodatkowych uprawnień strażaków czy też wyróżniać strażaków za wyróżniająco rzetelne wykonywanie obowiązków. Na dodatek motywacyjny, a więc ten, który miał motywować strażaków zostawało już niewiele. Każdy jednak strażak wiedział i wierzył, że gdy nadejdzie czas rozstania ze służbą, po co najmniej 25 latach, jego komendant wyróżni go maksymalnym dodatkiem (również motywacyjnym). Nie było natomiast koleżeństwa i niesprawiedliwości bo nie było na to pieniędzy. Pan Komendant nie może się jednak pogodzić, że ludzie, którzy dziś odchodzą w "wyniku dobrej zmiany" lub obawy przed nią, a którzy reprezentują kadrę kierowniczą też mają maksymalne dodatki. Pan Komendant chciałby, aby były one konsekwencją zadań wykonywanych poza zakresem obowiązków. A ja się pytam co nie leży w obowiązkach komendantów ? A czy komendant, który w swej wieloletniej służbie zbudował strażnicę, uzbroił "po zęby" w samochody i sprzęt swoich strażaków, a swoją postawą wybitnie zadbał o prestiż swojej jednostki w środowisku lokalnym nie powinien dostać dodatków bo tuż przed odejściem musi np. wybrać zaległy urlop ? To samo dotyczy strażaków. Kto to lepiej zna i widzi, lokalny komendant czy ten z Warszawy. Raczej obawiałbym się, że uznaniowość widziana z Warszawy może polegać na tym samym co przyznawanie przepustek przez Pana Komendanta Głównego w czasach gdy pracował w SGSP (tzn. albo wpisujesz się do pewnej organizacji młodzieżowej, albo nie ma przepustki). Panie Komendancie, albo ufamy swojej kadrze i kontrolujemy jej poczynania, albo sens przyznawania dodatków przez "głównego strażaka" jest zupełnie inny. I jeśli ktoś Panu mówi, że jest to dobre działanie to jest to kłamca i Pana wróg, co nie życzy Panu dobrze. Zmiana siatki płac tak i jak najbardziej. Powinna docenić to co mówił Pan w wywiadzie, ale uznaniowość i środki na nią zostawi Pan lokalnym komendantom. Potem może ich Pan kontrolować.


Miłego popołudnia Tomek.

wtorek, 18 października 2016


źródło: newsweek.pl

Wolność słowa - czy aby na pewno ?

      Założę się z Wami, że dziś bardziej uważacie na to jak się wypowiadacie, a krytykę obecnego systemu zachowujecie dla grona przyjaciół i rodziny (i to nie całej). Czy do tego dążyliśmy, aby po latach cenzury, podziemnych gazetek i radia "Wolna Europa" znów do tego wrócić ? Dziś aby swobodnie się wypowiadać trzeba być bogatym i niezależnym (choć może się za nas wziąć skarbówka lub prokurator jako narzędzie władzy, więc nie warto), albo być tak wyraźnie na drugim biegunie, że choćbym nie wiem co robił to i tak wszyscy wiedzą, że jestem w opozycji. Wszyscy inni, Ci pośrodku wolą milczeć. Podpowiada tak rozsądek. Do stracenia jest bowiem często stanowisko, praca, awans. I choć może dziś nie zagrożone, to jutro po zmianie władzy np. w samorządzie zagrożenie będzie już realne. Jakoś tak bowiem jest z tą naszą władzą, że nie zapomina, że "pani Krysia" dała like pod artykule, który obnażał słabość władzy. Nie ma co oszukiwać jeszcze parę lat temu rozmawialiśmy swobodnie, a konsekwencją była, jak już, sprzeczka przy stole. Dziś jednak stajemy się milczącymi świadkami historii. I kiedy oglądamy film, który opowiada, jak na oczach innych, komuś dzieje się krzywda, to ciężko nam przejść z tym do porządku dziennego. Potępiamy tych, którzy nie przyszli z pomocą i milczeli, ale czy sami mamy choć trochę odwagi, by mówić głośno, gdy dzieją się wokół mnie złe rzeczy. Od tego są zwykle inni, ale z owoców ich buntu, jak choćby upadku komunizmu, chętnie korzystamy już wszyscy. A były systemy, które i milczenie zapamiętywały ...


Miłego popołudnia Tomek

czwartek, 13 października 2016




Dobro wspólne


      Wyobraź sobie, że jesteś członkiem spółdzielni mieszkaniowej. Spółdzielnia całkiem nieźle przędzie. Powoli modernizowane są budynki, drogi osiedlowe, place zabaw. Opłaty są dość wysokie, ale jakoś sobie radzisz. Tylko ten prezes. Ma willę, ekstra samochód, włóczy się po najlepszych knajpach, no i wszyscy wykonawcy to jego kumple. Skojarzenia oczywiste, wszystkie zlecenia nie są dziełem przypadku. Tylko my chcielibyśmy niższych opłat i obciążeń dla domowego budżetu. Nadchodzi walne zebranie i do wyborów staje jeden z mieszkańców. Taki niepozorny, niemajętny, ale taki co pięknie potrafi krytykować obecnego prezesa. Wytyka wszystko o czym pisałem wyżej i obiecuje świetlaną przyszłość, która zacząć się ma od ulg w opłatach dla zadłużonych, bo przecież jak "wyjdą na prostą" to będą już rzetelnymi płatnikami i wspólnie pomnażać będą majątek spółdzielni. Kogo wybierzecie ? Ciekawe, że jeśli powierzyć byś miał w zarząd swój majątek to zastanowisz się dwa razy bardziej. Tylko gdy rozmawiamy o majątku spółdzielni to jakoś trudniej utożsamiać się z tym, że to wspólny majątek i z naiwną wiarą w uczciwość krytykanta to jemu powierzamy spółdzielnię. Oczywiście głosowali na niego wszyscy zadłużeni. Ulgi są, ale na kredyt. Płacimy za niego wszyscy, ale ci zadłużeni nie wychodzą na prostą i nie dokładają się do majątku. My zaś płacimy stare opłaty i ponosimy koszta kredytu. Wszystkie stanowiska w spółdzielni obsadzają Ci co na zebraniu krzyczeli najwięcej. I tak nauczyciel zostaje dyrektorem technicznym a bibliotekarz księgowym. Pracownicy pozostają ci sami i całe szczęście bo jest komu poprawiać błędy szefów. Kontrahenci są już wszyscy nowi, ale wdzięczność (i jej metody) wobec prezesa i jego ludzi pozostaje nie zmieniona. Tylko potrzeby nowych ludzi większe, bo przecież nic nie mieli. Wszyscy zachowują lojalność wobec prezesa, bo to jest gwarancją ich stanowiska. Gotowi są sprzedać najlepszego fachowca hydraulika czy elektryka, bo ten skrytykował nową inwestycję szefa. Wszyscy jeż uprzejmie donoszą na tych co krytykują nowego prezesa. Dług spółdzielni rośnie, opłaty rosną, a inwestycje się skończyły. A wszystko dlatego, że nie pamiętaliśmy, że to dobro wspólne. Cudzym majątkiem, bo to przecież spółdzielni a nie moje, dzielić było łatwiej. 
        Zastanawiam się kiedy w końcu zrozumiemy, że ten kraj to Wspólne Dobro i wszyscy za niego odpowiadamy. My zaś zachowujemy się jak kibice, którzy dopingując swoją drużynę demolują klubowy stadion. Kiedy byłem w Szwecji na zaproszenie samorządu każdy Szwed czuł się i dawał mi do zrozumienia, że to on mnie gości, bo hotel, posiłek i wszystko co otrzymałem jest za pieniądze samorządu-komuny. Samorząd zaś to jego wspólne dobro i miejsce gdzie spływają jego podatki i wydawane są jego pieniądze. Wrogiem jest zaś ten co do kasy wspólnej nie dokłada, a jeszcze próbuje coś z niej wyszarpać. Nikt tam też nie powierzy zarządu i fachowego stanowiska ludziom przypadkowym, bez doświadczenia choćby z najlepszymi intencjami i pomysłami bo Wspólnym Dobrem ryzykować nie wolno.


Miłego popołudnia Tomek

środa, 12 października 2016

http://jastrzabpost.pl/

Polska - Armenia


       Ze smutkiem stwierdzam, że miałem uprzednio rację. Nawałka nie umie analizować meczu w trakcie i wyciągać wniosków dla drużyny. Do tego nałożył się tym razem kiepski plan taktyczny, a raczej jego brak. Po prostu bramki miały wpadać same. Niestety to myślenie udzieliło się też zawodnikom, którzy oprócz Pana profesjonalisty Lewandowskiego, nie umieli w pełni zmobilizować się na słabeusza. Nawałka skupił się tym razem na łataniu składu. Wymusiły to kontuzję, ale zastanawiając się na chłodno to choć personalnie zmienił dwóch zawodników tak naprawdę zmieniona została połowa składu, bo kilku zawodników nie grało na swoich pozycjach. To właśnie dlatego Ormianie tak łatwo wchodzili w naszą obronę, bo brak był zgrania w tym ustawieniu nie tylko w formacjach, ale przede wszystkim pomiędzy nimi. Od początku wiadomo było, że Armenia będzie się bronić i ustawi liczną obronę wspomaganą pomocnikami. Co jest sposobem na rozmontowanie takiej obrony ? Po pierwsze strzały z daleka, po to by obrońcy wychodzili do każdego zbliżającego się zawodnika i pozostawiali dziury w obronie. Po drugie stałe fragmenty gry, szczególnie rzuty rożne, bo z góry wiadomo, że będzie ich wiele (czy ktoś kojarzy zagrożenie po rzucie rożnym). Ze stałymi fragmentami generalnie u nas jest kiepsko, bo choć statystyki mówią, że to właśnie po nich pada najwięcej bramek to my te statystyki zaniżamy. Po trzecie szybkość rozegrania z praktycznie zakazem prowadzenia piłki, która największej wartości nabiera gdy przeciwnik staje się zmęczony. No i najważniejsze arytmia gry. Monotonny atak pozycyjny jest na alibi, ale nie przynosi skutku w miarę upływu czasu. Trzeba dać przeciwnikowi pograć, dać mu wyjść ze swojej połowy po to by powstały tam dziury, w które będą mogli wejść nasi napastnicy. Tymczasem, gdy choć te parę razy Armenia grała na naszej połowie to nasi zawodnicy po przejęciu piłki zaczynali grać w poprzek i nie wychodzili na pozycję. Przypomnijcie sobie Fabiańskiego, który łapie piłkę i chce ją szybko rzucić by po chwili zrezygnować.
         Na koniec personalia. Już po poprzednim meczu bałem się, że boleśnie odczujemy nieobecność Milika. Teodorczyk miał być zbawieniem. Jeszcze w poniedziałek sprzeczałem się, że tak naprawdę znamy go z doniesień prasowych i statystyk. Niestety miałem rację. Nie wolno go skreślać bo to duży potencjał, ale na dziś poszukiwania trwają. Wszołka tłumaczy tylko debiut. Grosicki nie do takiej gry. Błaszczykowski nie do obrony (koszmarny błąd w pierwszej połowie). Zieliński czegoś wciąż brakuje, ale ja widzę postęp w ofensywie w destrukcji cieniutko i osobiście wróciłbym do Mączyńskiego. Lewandowski Boski.
        

Miłego dnia Tomek

Ps.Niestety spodziewam się, że z Rumunią zobaczymy jednego napastnika,  a obawami jakie przyniesie to skutki podzieliłem się wcześniej.

wtorek, 11 października 2016

fot. money.pl

Dyplomacja po polsku

          Nie wiem co Wy sądzicie, ale moim zdaniem ponosimy kolejną klęskę dyplomatyczną. I wcale nie chcę się rozpisywać na temat kontraktu na dostawę francuskich helikopterów, bo może i rzeczywiście nie był to najlepszy wybór, a może był jak najlepszy (póki co oświadczenie "Airbusa" raczej stawia argumenty po ich stronie). Ja chciałbym napisać o sposobie i okolicznościach zerwania, lub jak piszę w swoim oświadczeniu Rząd przerwaniu negocjacji.

          Istotne są okoliczności zerwania. Po pierwsze całkiem niedawno to my a nikt inny żądaliśmy od Francuzów zerwania kontraktu na dostawę okrętów "MISTRAL" do Rosji. Niechętnie i z wielką stratą Francja ustąpiła. My zaś przyjęliśmy zobowiązanie do pewnej lojalności wobec sojusznika i partnera. Jasne, że nie za wszelką cenę i kosztem wielkich strat dla naszego budżetu i naszej armii. Jeśli jednak tak odczytywaliśmy skutki jego podpisania to już za tydzień miał odwiedzić Polskę Prezydent Hollande i byłaby okazja w kuluarach wizyty poruszyć ten temat, a nawet poinformować o zerwaniu rozmów. Naszej dyplomacji nie starczyło jednak cierpliwości i po wizycie. Wizycie, która utrzymywała nasz status liczącego się w Europie Państwa. Świadomie więc wybieramy marginalizację i w przyszłości możemy liczyć jedynie na wizyty niezawodnego (i potrzebnego z uwagi na prawo veta w UE) Premiera Orbana. Ja się tylko dyskretnie zapytam jakim to partnerem handlowym są dla nas Węgry ? No i ja osobiście nie lubię tokaja.

        Podsumowując, nie krytykuję zerwania rozmów, ale trzeba to robić w sposób mądry z poszanowaniem i korzyścią dla swojego zszarganego dziś wizerunku.

Miłego popołudnia Tomek

niedziela, 9 października 2016


Polska-Dania - trochę krytyki

       Razem ze wszystkimi cieszyłem sie wczoraj ze zwycięstwa naszych reprezentantów nad Duńczykami, ale najpierw był zafundowany na własne życzenie horror. Na temat pochwał nie będę się rozpisywał, bo czytalliśmy i znamy jej już wszyscy, łącznie ze wspaniałą intuicją Nawałki, który postawił na Cionka. Plan taktyczny też rozpisany był dobrze co świadczy o dobrym rozpoznaniu przeciwnika. I wszystko układało sie dobrze do kontuzji Milika, którego niesłusznie ostatnio krytykowano za jego grę w reprezentacji, a obyśmy boleśnie nie doświadczyli jego braku w najbliższych meczach. Moim zdaniem to właśnie duet naszych dwóch wspaniałych napastników jest naszym największym atutem. Podkreślam jednak duet. I wcale nie mam na myśli ewentualnych strzelców bramek, ale możliwości rozegrania i przytrzymania przez naszą drużynę piłki w przodzie. Zresztą duet to problem dla obrońców, bo muszą dokonywać wyborów (nieraz błędnych ale stwarzjących nam szansę), a nie skupiać się na jednym Lewandowskim. Zaczynam mieć jednak wątpliwości czy ten duet to świadomy wybór Nawałki czy raczej konieczność wynikająca z ewentualnej krytyki na nie wystawianie któregokolwiek z nich. Sami przyznajmy jak brzmiałoby medialnie gdyby zdrowy Milik nie był w składzie ? Być może o tym, że mam rację potwierdza fakt, że gdy przydarzyła mu się kontuzja Nawałka sięga nie po napastnika, ale po pomocnika. Kiedy zobaczyłem na ławce przygotowanego do gry Linettego podzieliłem się niepokojem z kolegami wspólnie oglądającymi mecz. I wcale nie uważam, że Linetty jest słaby. Oto bowiem Nawałka zmieniał plan taktyczny drużyny i ograniczał jej możliwości rozegrania pozostawiając osamotnionego Lewandowskiego w roli, z której znaliśmy go kiedyś z przegranych meczów, kiedy bez wparcia miał jak najdłużej utrzymywać piłkę, a może i coś strzelić. Do przodu było więc już zagrać znacznie ciężej bo do kogo skoro Lewandowski był nieustannie kryty. Pozostało grać w poprzek boiska i do tyłu pomiędzy pressingiem Duńczyków. W tych warunkach o błąd i pecha (bramka Glika ) łatwo a potem zaczynają grać przestraszone głowy, a zawsze większa siła i motywacja jest po stronie "goniących". Niestety mój niepokój był słuszny.  Dlatego z przykrością stwierdzam, że Nawałka, przy całym szacunku, nie umie właściwie analizować meczu w trakcie, gdy nie wszystko idzie po myśli i ma głęboko zakorzenione bronienie korzystnego wyniku co właściwie w ostatnich czterech spotkaniach skończyło się horrorami z dobrym (Szwajcaria, Dania) lub złym zakończeniem (Portugalia, Kazachstan). Czas wyciągnąć wnioski i grać swoje. To co ta drużyna najlepiej lubi. Nie zmieniajmy w trakcie ustawienia na defensywę, bo ograniczamy jej możliwości a błędy zdarzają się zawsze i nawet Kazachstan potrafi je wykorzystać. Na Armenię pewnie znów zobaczymy dwóch napastników, bo przecież nie wypada się bronić u siebie, ale obawiam się, że np. z Czarnogórą nie zobaczylibyśmy dwóch napastników, a potem dziwilibyśmy się niekorzystnemu rezultatowi. Na razie niech Nawałka podziękuje Lewandowskiemu, że ze swoją klasą w osamotnieniu potrafił strzelić trzecią bramkę, która okazało się dała nam zwycięstwo.


Ps. Nieraz nie mogę się nadziwić, czy oglądam ten sam mecz co inni. U nas zawsze gloryfikujemy strzelców bramek, ale nie umiemy już obiektywnie ocenić tych, dzięki pracy których bramek nie tracimy. Ostatni krytykujemy Krychowiaka, bo ma swoje problemy w klubie. Niejako z automatu przekładamy to na grunt reprezentacji. Mówimy o słabszej dyspozycji. O dziwo Duńske media uznały go za jednego z autorów zwycięstwa pisząc, że całkowicie wyeliminował ich głównego rozgrywającego Eriksena. My go zaś rozliczamy za dwa niecelne podania hmm.  

Miłego popołudnia Tomek

piątek, 1 lipca 2016

fot. wp.pl

Portugalia była do ogrania

       To, że graliśmy dobrze, że nie mamy się czego wstydzić, że z nadzieją możemy patrzeć w przyszłość, że to najlepszy występ od 34 lat to wszystko prawda. Ja jednak mam żal. Portugalia była do ogrania. Zabrakło nam tego co ma każdy sportowiec amerykański. Mentalności zwycięzcy. Tam liczy się tylko pierwsze miejsce i tylko tak przechodzi się do historii. My wiecznie żyjemy trzecim miejscem w RFN i w Hiszpanii, ograniem Niemców, remisem na Wembley czy tak jak teraz dobrym występem. A co on będzie znaczył za 20 lat ? To właśnie ta mentalność doprowadziła nas do zguby. Mieliśmy Portugalię "na widelcu". Trzeba tylko było dobić. Grać swoje tak jak zaczęliśmy a nie cofać i liczyć na osławione kontry, które dla tej drużyny wcale nie były największą bronią. Spytam się - ile bramek strzeliła ta drużyna z kontry ? Ustawienie z dwoma napastnikami to też nie jest do grania z kontry. Po raz pierwszy od wielu lat tym chłopakom nie przeszkadzała piłka. Umieli ją rozgrywać i w ataku pozycyjnym znaleźć drogę do bramki. A jednak podświadomie cofnęliśmy się zwalnialiśmy grę i liczyliśmy na cudowną kontrę. Takie szachy, takie czekanie zgubiło już Chorwację więc dlaczego liczyliśmy, że nam się uda. Bo raz się tak zdarzyło ze Szwajcarią. Tam też popełniliśmy ten sam błąd tylko mieliśmy szczęście, ale jak widać nie stoi ono przy kimś zawsze. Mam wrażenie, że zaczęliśmy się trochę bać sukcesu, że to nie uczta dla nas maluczkich, a trzeba było wziąć chochlę i zażreć się sukcesem - mistrzostwem do syta bo na to było nas tym razem stać.


Miłego popołudnia Tomek

poniedziałek, 16 maja 2016

 
http://www.legia.sport.pl/


Mowa nienawiści

     Wciąż nie mogę dojść do siebie po tym jak kibice Legii Warszawa wywiesili na swoich trybunach ten transparent. To nie dwóch głupków, którzy w nocy napisali coś na prześcieradle, lecz zorganizowana grupa,  która zrobiła to z akceptacją lub przyzwoleniem kolegów. Stało się tak ku radości władzy, która owszem będzie brzydzić się języka, ale użyje to jako argumentu przeciw opozycji z przesłaniem co myśli o niej społeczeństwo. Dla mnie te słowa przekraczają granicę sporu politycznego, różnicy poglądów, a są językiem zasługującym na odpowiedzialność karną. Nie maja nic wspólnego z demokracją. Bo demokracja to spór na argumenty, a nie straszenie śmiercią. Klasę pokaże każda władza, która wobec osób za to odpowiedzialnych wyciągnie surowe konsekwencje, ze świadomością, że jeśli tak nie zrobi to kiedyś podobne napisy mogą być adresowane do nich. Za autorów tych napisów przyjdzie się zresztą jeszcze kiedyś wstydzić.
      Swoją drogą 12 lat temu taki napis był nie do pomyślenia bo różnice poglądów nie oznaczały nienawiści. Podsycane różnice w imię interesów politycznych spowodowały jednak, że dziś jako naród potrafimy się nienawidzić i zmienić to będzie niezwykle ciężko.
      I na koniec, ciekawe czemu podobne hasła adresowane są w kierunku jednej opcji. Jakoś nie słychać i nie widać podobnych haseł adresowanych w drugą stronę.

o kibolach kiedy indziej


Miłego popołudnia Tomek

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

fot. http://katalog.wm.pl/

Dziennik Elbląski

       Od dawna przymierzałem się by wyrazić swoją opinię o "naszej elbląskiej gazecie". Podkreślam gazecie, a nie dziennikarzach, których wielu znam i szanuje. Kiedy jednak w ubiegłym tygodni prześledziłem kolejne wydania uznałem, że miarka się przebrała. Chciałbym powiedzieć wyraźnie mam dość i nie chcę takiej gazety, a przynajmniej nie pod zafałszowanym tytułem. Niech nazywa się zgodnie z zawartości "Gazeta Olsztyńska" albo "Dziennik Warmii, Mazur i Żuław. Za nic jednak "Dziennik Elbląski". Zdjęcie na pierwszej stronie jak najbardziej z Elbląga, ale na dole tytuły, które rozwinięte są już w środku gazety, odsyłają nas do Olsztyna i regionu (nie naszego). Góra dwa z nich dotyczą Elbląga (w tym świetne artykuły o historii naszego miasta). Jeśli więc w Elblągu nie było "trzęsienia ziemi" długo zajmować nam będzie szukanie informacji o naszym mieście i jego mieszkańcach. Rozbudowana jest za to część z ogłoszeniami i nekrologami. Wiem, że czasy nie sprzyjają "papierowym" wydaniom gazet. Z szybkością obiegu informacji nie mają one szans z jej "internetowymi siostrami", ale to powinno stać się wyzwaniem dla gazety. Już dawno powinna ona określić swą nową formułę. Skoro nie szukamy w niej "newsów" to może jej charakter powinien być zupełnie inny. Skoro informacji z Elbląga jest tak mało niech pozostanie pod tym tytułem jedno weekendowe wydanie, plus dodatek sportowy elbląski w poniedziałek. Nas naprawdę nie obchodzi nowa droga pod Biskupcem lub też wyniki Granicy Kętrzyn. Może określając nowy charakter gazety warto, by znalazło się tam więcej twarzy i głosów elblążan. Dział "co Cię gryzie w Elblągu" w którym podpowiadać będziemy włodarzom miast i gmin co dla nas jest priorytetem. Może znaleźć miejsce dla lokalnych zespołów muzycznych, tanecznych, "talentów wszelkiej maści". Może znaleźć miejsce dla elbląskiej młodzieży, bo gdybym nie miał znajomych nauczycieli to nie wiedziałbym, że osiągają tak wspaniałe wyniki reprezentując Elbląg. Może warto pisać o naszych szkołach, ich kierunkach kształcenia i ich osiągnięciach. Może warto przybliżać elbląskie zakłady, bo wielokrotnie oprócz nazw nawet nie wiemy często co produkują, a przecież tak można kształtować w młodzieży przyszłe marzenia zawodowe. Nie wiem co jeszcze, ale trzeba się zastanowić kto jest adresatem mojej gazety i jaka jest jej misja. Dziś z przykrością nie umiem jej odnaleźć a gazetę kupuję tylko dlatego, że rozliczam się z wycinków prasowych o mojej formacji. Jeśli ten etap w moim życiu się skończy myślę, że skończy się również dla mnie "Dziennik Elbląski". Przypomnę tylko, że jest spadkobiercą znanego "Głosu Wybrzeża" którego pamiątkowy egzemplarz posiadam.

Miłego popołudnia Tomek

poniedziałek, 18 kwietnia 2016


Immunitet

       Przy okazji każdej rozróby, przekrętu lub podobnego działania posła powraca temat immunitetu. Każda władza niby przymierza się do jego zmiany, ale wszystko pełznie na niczym. Immunitet trwa, a jego wykorzystanie nie służy do ochrony parlamentarzysty przed podchodami przeciwników politycznych, ale do ucieczki przed odpowiedzialnością za wykroczenia, a niekiedy i przestępstwa. 
       Osobnym tematem jest to jakie wyroki zapadają w sądach, ale pod warunkiem, że  w końcu któregoś z nich uda się postawić przed obliczem Temidy. Póki nasze sądy nie będą naprawdę niezależne na zmiany na razie bym nie liczył.
       Dziś temat powraca przy okazji głosowania na dwie ręce posłanki Małgorzaty Zwiercan. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie to wykluczenie z życia publicznego obojga. Kompletny upadek autorytetu równoznaczny z brakiem możności sprawowania mandatu. Do rozstrzygnięcia jest też czy nie nastąpiło złamanie prawa. W Japonii kodeks honorowy pozwalał na seppuku, by zachować dobre imię po śmierci, udowodnić słuszność swych zamiarów i ochronić swój ród. U nas finał będzie jak zawsze. Zero konsekwencji i wysokie miejsce na liście wyborczej do sejmu następnej kadencji już pewnie w innej partii. Boli mnie, że w sprawę zamieszany jest Kornel Morawiecki postać legenda. Ktoś kto miał być gwarancją czystości moralnej. Teraz wszystko pryska. My Polacy mamy takie piękne hasła "Bóg, Honor, Ojczyzna". Tylko, że wszyscy mają je na ustach a mało kto w sercu. Jeśli oszukujesz w rzeczach małych to będziesz i w wielkich. I jakie śmieszne są te wszystkie tłumaczenia. Wystarczyłoby zwykłe zawiniłem przepraszam i odejście w cień. Jeszcze po 10 latach ludzie by wspominali, że był taki co się tak zachował. Nasz poseł najpierw jednak wytrzeźwieje, posłucha kolegów, prawników i już wiatr w żaglach i kontra. Nie wiem jak to się jednak dzieje, że my jako elektorat wciąż wybieramy ludzi, za którymi ciągną się takie historie. Jeśli na takich ludzi głosujemy to nie miejmy potem pretensji do pracy naszych posłów.

czwartek, 14 kwietnia 2016



Tantiemy 

    Co rusz w mediach budzi się larum na temat ochrony praw autorskich. Instytucje powołane do ich ochrony prześcigają się w odnajdywaniu "piratów" ścigając fryzjerów, kosmetyczki, właścicieli pizzerii czy wiejskie kapele grające na weselach. Rozumiem poszanowanie praw autorskich, ale bez przesady. Zacznijmy od tego ile kosztuje w Polsce oryginalna płyta  CD topowego artysty. Sprawdziłem "25" Adele kosztuje średnio 50 złotych (empik 61 zł.) w amazon.com ta sama płyta kosztuje 12 dolarów. Porównując przy dzisiejszym kursie 3,82 zł ta sama płyta kosztuje 45,84 złotego. Czyli na zachodzie jest tańsza. Po drugie ile wynosi średnia pensja na godzinę. W Polsce wynosi 22,94 złotego. W USA trudno o precyzyjne dane ale minimalna stawka godzinowa w Chicago to 10 dolarów (38,2 zł). Pensja niewykwalifikowanego pracownika na budowie to 25 dolarów (95,5 zł). Podobnie jest z każdym innym rodzajem twórczości. Jeśli chodzi o polskich artystów to płyty kosztują ok. 40 złotych. Podsumowując za Polskie płyty płacimy drożej jak na zachodzie, a przy tym zarabiamy o wiele mniej. Skąd więc taka zaciekłość w ściganiu biednego Polaka ? Na pewno nasi "artyści" chcą luksusem szybko dorównać do świata. Jeden przebój i już willa z basenem i markowe auto. To pozostanie, bo drugiego przeboju pewnie nie usłyszymy. Za to zapraszać będą do TV i w końcu ktoś będzie znany bardziej z tego powodu, że jest znany niż, że coś zaśpiewał. Potem wyda książkę kucharską, albo inny poradnik. Kasę wyda na rozrywkę, a za kilkanaście lat przeczytamy jaki to biedny i jaką głodową ma emeryturę. Staje się jednak jasne dlaczego tak rzetelnie ściąga się w Polsce tantiemy. Ściągnijcie kasę na mój luksus, a ja się z wami podzielę. Tacy artyści nawet u Owsiaka nie potrafią zagrać za darmo. A może po tym poznajemy kto jest prawdziwą gwiazdą. Prawdziwi artyści z dawnych lat zarabiali o wiele mniej, ale ich talent i sława obroniły się same bez promocji mediów. 

wtorek, 12 kwietnia 2016

THE BOX

       Jest taki film "The Box", który u nas emitowany był jako "Pułapka". Film stawiał przed dylematem moralnym głównych bohaterów, u których pojawił się tajemniczy starszy pan z pudełkiem, wewnątrz którego umieszczono tajemniczy przycisk. Naciśnięcie miało spowodować dwie rzeczy. Po pierwsze mieli otrzymać milion dolarów, a po drugie gdzieś w świecie ktoś miał umrzeć. Jak to zwykle bywa kłopoty finansowe małżeństwa powodują, że w końcu przycisk zostaje naciśnięty. Oczywiście milion dolarów trafia do młodej pary, ale umiera ... kto ? No właśnie. Choć trudno było początkowo myśleć o naciśnięciu przycisku to przypuszczalna anonimowość ofiary dawała nadzieję na samousprawiedliwienie, zapomnienie i przejście ze sprawą do porządku dziennego. No chyba, że sprawa dotyczy kogoś bliskiego. 
      Wydaje mi się, że nie jesteśmy świadomi jak często takie pudełko mamy w swoich rękach. Może nie chodzi tu o śmierć człowieka i o milion dolarów, ale o nasze uczynki, za które konsekwencje ponoszą inni. Prosta rzecz, próbujemy dostać się jak najszybciej do lekarza. Czy myślimy, że przez nas ktoś dostanie się później. Nasze dziecko chcemy zapisać do tej a nie innej szkoły, dla innego miejsca zbraknie. To my chcemy zostać kierownikiem, szefem i nie obchodzi nas, że ktoś traci stanowisko, albo że drugiemu należało się bardziej. To moja firma musi dostać zlecenie, a ta druga mnie nie obchodzi. A konsekwencje. W pierwszym przypadku (skrajnie) ktoś umiera nie doczekując się wizyty. W drugim, nasze dziecko jest najsłabszym uczniem, które popada w depresję, a to co się nie dostało trafia w złe towarzystwo i choć drzemał w nim olbrzymi potencjał rozmienia się na drobne. W trzecim zwolniony szef popada w alkoholizm my zaś rozkładamy zakład na łopatki. W ostatnim wylegujemy się na plaży, a w tym czasie ktoś zamyka firmę zwalniając ludzi, jedynych żywicieli swych rodzin. To wszystko dzieje się jednak poza nami. Anonimowo i do końca życia nie musimy mieć wiedzy na temat konsekwencji naszych czynów. Jak czuli byśmy się jednak gdyby te konsekwencje uderzały w nas ? Wiem, życie jest brutalne i trzeba rozpychać się łokciami. Prawo dżungli, słabsi odpadają. Czy na pewno ? W końcu coś ma nas różnić od zwierząt jakie ją zamieszkują.

Miłego popołudnia Tomek

poniedziałek, 11 kwietnia 2016


Dotrzymać słowa

      Nam Polakom jakoś lekko przychodzi obiecywanie. Dzieje się tak zarówno w sferze politycznej, ale i również w społecznej. Politykę zostawiam osądom wyborców, ale społecznie nie mogę się pogodzić z tym jak lekko w naszym życiu podchodzimy do odpowiedzialności za dane komuś słowo. Często obietnica umyka nam, czas zaciera ją w pamięci, ale po drugiej stronie jest ktoś kogo zawiedliśmy i z kim pewnie przyjdzie nam się jeszcze nie raz spotkać w życiu. Będziemy rozmawiać bez świadomości, że ta druga strona ma do nas żal za niespełnioną obietnicę. Słowa te kieruję przede wszystkim do wszelkiej maści szefów i osób znaczących w życiu publicznym. Mało kto z nich ma świadomość jak wiele kosztowało proszącego odważenie się, by problem przedstawić. Sam wielokrotnie wahałem się czy mogę sobie na telefon lub prośbę pozwolić. Jeśli już jednak zdecydowałem się to było to dla mnie bardzo krępujące. Słowa obietnicy pt. oddzwonię, postaram się albo ok utwierdzały mnie w przekonaniu, że zrobiłem słusznie jeśli jednak nie znajdowały potwierdzenia w realizacji to nie skłaniały mnie do drugiej rozmowy, przypomnienia sprawy, bo już pierwsza kosztowała mnie zbyt wiele. Dotrzymywanie słowa świadczy o klasie człowieka, choć przyznam, że nieraz łatwo zapomnieć. Trzeba jednak umieć przyznać się przeprosić i już teraz traktując zadanie jako priorytet dotrzymać słowa i to z nawiązką (jeśli to możliwe). I tak kiedy szef zapomniał o obietnicy podwyżki nie powinien unikać "oczu" pracownika, ale spojrzeć w nie prosto przeprosić i dać jeszcze więcej. I bardzo ważna sprawa. Najpierw warto, by dać sobie chwilę na rozpoznanie tematu. Ale jeśli coś jest niemożliwe do zrobienia to trzeba umieć powiedzieć niekiedy  nie, bo ma ono większą wartość niż np. obietnica oddzwonienia, które nigdy nie ma już miejsca. 

środa, 6 kwietnia 2016


ABORCJA

       Dzisiaj trudny temat, ale przecież po to jest ten blog, by wypowiadać swoje poglądy, pobudzać do refleksji czy dyskusji.
       W mojej ocenie gorący ostatnio temat aborcji sprowadzony został do niejako zabiegu medycznego z całkowitym pominięciem sfery moralnej i społecznej. Dostało się Kościołowi, ale przecież jego obowiązkiem jest obrona życia i nie robi tu nic nadzwyczajnego. Owszem można mieć żal ale tylko wtedy jeśli ingeruje w politykę nie zachowując laickości władzy. Osobną dyskusją jest też to, że Kościół, pewnie miotany wewnętrznymi rozterkami, dopuszcza zjawisko pozbawiania kogoś życia choćby w obronie własnego lub w obronie wiary. Mówi wtedy o darach Ducha Świętego, z których jednym jest rozum. I to właśnie wybór rozumu każe nam bronić się zadając śmierć napastnikowi. W przypadku aborcji pozbawiamy jednak życia kogoś, kto nie ma poglądów i nie jest agresorem. 
      Zapytajmy o Życie, a raczej jego początek, którego do tej pory w pełni nie zdefiniował nikt. Jeśli dziś mówimy o dopuszczalności aborcji w trzech przypadkach to już nikt nie zakwestionuje, że rozmawiamy o życiu wewnątrz łona matki. To człowiek, któremu bije już serce. Pytanie więc czy wolno pozbawiać go życia. Pomyślcie sobie, że nie macie prawa głosu, a toczy się dyskusja czy można Was uśmiercić ? Przeciwnicy aborcji nawet w tych trzech przypadkach na to nie pozwalają, ale żaden z nich nie proponuje nic przyszłej matce, która po urodzeniu zostanie z dzieckiem (upośledzonym lub będącym następstwem gwałtu). Nikt z nich nie deklaruje "urodź a ja wezmę i wychowam". Kompletnie nie wiemy czy przyszła ustawa  coś na ten temat mówi. Kto zajmie się pozostałą przy życiu piątką dzieci jeśli matka zdecyduje się rodzić szóste nawet z narażeniem życia własnego. Łatwiej wypowiadać się, gdy problem nie dotyczy nas, ale pamiętajmy, że za każdym przypadkiem stoją ludzie, którzy muszą decyzję podjąć i zdecydować o urodzeniu takiego dziecka. I jeszcze jedno państwo łączy i tych wierzących i tych nie wierzących.
      Gdybym więc chciał podsumować.
Po pierwsze czas zdefiniować kiedy zaczyna się życie, bo tylko wtedy można mówić o jego pozbawianiu. Edukujmy przy tym społeczeństwo o rozwoju dziecka wewnątrz łona matki. Po jakimś czasie nie będziemy już mówić o płodzie, ale o dziecku i decyzja stanie się trudna również z punktu widzenia moralnego. Nie będzie też miała wymiaru wiary w Boga lub nie, a dotyczyć będzie ochrony życia ludzkiego zapisanego w konstytucji. 
Po drugie  zapewnijmy tym matkom i rodzinom pomoc. Począwszy od możliwości oddania dzieci do opiekunów zastępczych już po urodzeniu lub też poprzez stworzenie warunków pomocy dla rodzin, które zdecydowały się zachować dziecko.
Po trzecie skończmy w końcu z obłudą dotyczącą zapobiegania ciąży, łącznie z tabletką "dzień po" i sprowadzania wszystkiego do kalendarzyka. Raczej należy uświadamiać, że antykoncepcja szczególnie farmakologiczna nie jest obojętna dla organizmu i możliwości przyszłego urodzenia dziecka.
Po czwarte dzisiejszy poziom świadomości jest taki, że niech pozostanie na razie taki stan jak jest a czyńmy starania w punktach napisanych powyżej, by przyszła ustawa przyszła w sposób naturalny, a nie jako element gry politycznej.

czwartek, 31 marca 2016

tajnearchiwumwatykanskie.wordpress.com

Kreowanie rzeczywistości.

       Od razu zaznaczę, że nie wiem jaka jest prawda, ale na pewno nie taka jaką kreuje nam telewizja i internet. Pomijając nasze sprawy wewnętrzne, czym dzisiaj żyje świat ? Zamachami, terroryzmem, Państwem Islamskim.. A ja się Was pytam co to jest i gdzie leży Państwo Islamskie. I pytanie drugie jakie są jego cele. Wiedza, którą dzisiaj posiadamy bazuje na informacjach przekazanych przez zachodnie media. Niechęć do Islamu utwierdzana jest przez informacje na temat napaści przez nich na posterunki Policji, informacje o molestowaniu kobiet itd. Szybko nabraliśmy przekonania jacy to "oni" są źli i niebezpieczni, co powtarzam może i jest prawdą. Spójrzcie jednak w przeszłość. Jeszcze niedawno zagrożeniem była Al kaida, Irak i Saddam Husejn. Skończyła się wojna i co ? Znaleziono broń masowego rażenia ? Raczej amerykańską broń dostarczoną dla opłacanych i szkolonych w USA za grubą kasę bojowników. Zaczął się Afganistan.  Pokonano Al kaidę ? nie ma już zagrożenia stamtąd. Jakoś cicho teraz o tym w telewizji. A może po prostu zmieniły się interesy. Trzeba zrozumieć, że jeśli dziś chcemy np. zgnębić Polaków na Litwie to tamtejsze media będą pokazywać niechlubną historię naszego narodu. Informować jak to Polak kradł, oszukiwał, gwałcił. Jak to Polacy chcą zawłaszczyć litewskie ziemie i nienawiść gotowa. Nikt nie da się wypowiedzieć Polakom przed kamerą, że jest inaczej, a nawet jeśli to już nikt nie będzie go słuchał bo pogląd jest ukształtowany. Pamiętacie jak całkiem niedawno gnębiono u nas Łukaszenkę opisywano niestworzone rzeczy jak to rządzi wbrew narodowi, jaka tam bieda i jak wygrywa w sfałszowanych wyborach. Tylko jakoś nie potwierdzali tego Białorusini. A dziś nagle Łukaszenka i silna Białoruś są nam potrzebni w naszej antyrosyjskiej polityce. Jakoś dziwnie nikt nie pisze o Izraelu i jego zbrodniach na ludności arabskiej. 
         Już Hitler ze swoim ministrem propagandy docenił media i ich rolę w kreowaniu rzeczywistości. Dziś kierunek ten doprowadzono do perfekcji, a brylują w tym Stany Zjednoczone jako żandarm narodów. Za nic mają też swoich obywateli, którzy giną w imię propagandy, interesów i współczesnego neokolonializmu.

wtorek, 29 marca 2016


Rzetelność dziennikarska

     Zastanawiam się jak to jest, że niektóre informacyjne portale internetowe wciąż istnieją. Zajmują się samymi sensacjami. Podają niesprawdzone informacje, z których nikt ich potem nie rozlicza. A artykuł pisany jest pod założoną tezę. Sam nie czytam tych portali, ale nie sposób uniknąć, by ktoś nie zapytał mnie czy czytałem taki a taki artykuł. Oczywiście przekaz mówi o sensacji, korupcji, aferze itp Niestety muszę wtedy przeczytać i co się okazuje ? Dziennikarz nie pokusił się o próbę uwiarygodnienia informacji. Nie pokusił się, by sprawdzić jak wygląda problem od strony prawnej. A strony, które wymienione są w artykule znając "solidność" dziennikarza i jego umiejętność do wyrywania zdań z kontekstu na potrzeby założonej tezy, odmawiały wywiadu. Bolesne jest to, że niestety większość czytelników przyjmuje taki tekst "na wiarę", bo jak dziennikarz pisze to wie. 
      Całkiem niedawno miałem podobną historię kiedy zapytano mnie na sesji Rady Miasta o stan ochrony ppoż. w jednym z elbląskich obiektów. Odpowiedziałem opisując stan zgodny z prawem i prawdą. Jednak w jednym z portali dziennikarz, który nie próbował nawet zasięgnąć u nas informacji, a jego wiedza w naszej branży jest żadna, opisywał jak to mijam się z prawdą, a może wręcz kłamie. Potem jest dylemat czy warto prostować artykuł czy lepiej przemilczeć. Otwarta dyskusja na forum portalu zwykle jednak służy zwiększeniu jego poczytności, a to ostatni cel jaki chciałoby się osiągnąć. Odwołać się możemy więc jedynie do czytelników, by umieli wyłapywać co w artykule jest prawdą, a co dziennikarską sensacją.
     A na koniec jeszcze jedna historia z moich doświadczeń z prasą. Otóż któregoś dnia zadzwonił do mnie Rzecznik Prasowy KG PSP pytając jakie to głupoty opowiedziałem dziennikarce Wirtualnej Polski. Zaskoczony poprosiłem o link do artykułu, w którym opisywano marnotrawstwo pieniędzy w straży przy jednoczesnej biedzie. Jedną z cytowanych osób byłem ja. Wypowiadałem się jak bardzo czekamy na nową strażnicę. Dziennikarka dopisała jednak do tego zdanie, które mojej wypowiedzi nadawało już nowy sens. Tu marnuje się pieniądze, a tu potrzeba remizy. Prawda, że brzmi już inaczej.


Miłego popołudnia Tomek 


czwartek, 24 marca 2016

rys. Wikipedia.pl

Ukrzyżowanie


      Czy zastanawialiście się kiedyś co by było gdyby Chrystus żył w tych czasach w Polsce. Moim zdaniem odpowiedź jest prosta "ukrzyżowano by Go". I podobnie jak 2000 lat temu ukrzyżowali by Go ci, którzy mają monopol na bycie chrześcijaninem i na jedyną słuszną rację (i wcale nie chodzi mi o Kościół). Wtedy też krzyczano "ukrzyżuj Go" z przekonaniem, że staje się w obronie wiary. Potem usprawiedliwiając swój czyn nie przyjmowano prawdy o zmartwychwstaniu. Ci ludzie umarli w przeświadczeniu, że czynili dobrze. Jeśli taka historia miała jednak miejsce dwa tysiące lat temu to dlaczego niczego się nie nauczyliśmy i wciąż czynimy tak samo. Jak można zabijać lub robić krzywdę (w życiu) drugiemu człowiekowi wierząc, że czyni się dobrze. Jak można w obronie wiary i w imię "słusznej dla siebie idei" pomiatać drugiego człowieka głosząc, że czyni się dobro. Jak można okładać drugiego człowieka różańcem albo utożsamiać się z kimś takim. Gdzie w Biblii Chrystus używa przemocy ? - "Schowaj miecz Piotrze" mówi. Chrystus chce, by ludzie sami się zmieniali nie zaś pod groźbą miecza.
    Jak można więc idąc z kościoła przeklinać drugiego człowieka. Jeśli czynisz słusznie to Twoja prawda przecież sama się obroni i nie musisz być "krzyżowcem". "Jeśli źle powiedziałem, udowodnij co było złego. A jeśli dobrze to dlaczego mnie bijesz". Dziś winy nikt nie udowadnia sąd odbywa się zaocznie a i wyrok wykonuje się bez rozgłosu. Nikt jednak nie myśli, że któregoś dnia ten wyrok zapaść może na niego, bo też okaże się, że głosi niewłaściwą "wiarę". Zanim więc wydasz wyrok na drugiego człowieka pomyśl czy stoi za nim najważniejsze z przykazań Przykazanie Miłości.

Pełnych Miłości Świąt życzy Tomek.

środa, 23 marca 2016


Czy naprawdę możemy czuć się bezpieczni ?


     Wczoraj Europą wstrząsnęła kolejna fala zamachów. Podświadomie czujemy, że to nie koniec i zastanawiamy się na ile możemy czuć się bezpiecznie. Szybko zrezygnowaliśmy z jeszcze niedawno tradycyjnych kierunków wakacyjnych. Atrakcją w tym roku znów są Mazury i nasze kochane morze. Ceny rodzimego wypoczynku szybko idą w górę, ale czy naprawdę możemy czuć się bezpieczni ? Każdy Rząd zarówno też wczorajszy jak i dzisiejszy uspokaja nas, że mamy prawo czuć się bezpiecznie ale czy wolno mówić im inaczej ? Wiem, że mamy dobre służby. Pracują tam ludzie oddani sercem a poziom wyposażenia i przygotowania do działań naprawdę dogania świat jednak terroryzm to dla nas zjawisko nowe i obce. Największym atutem polskiej walki z terroryzmem jest jednolitość etniczna Polaków. Dziś każdy "śniady" obywatel budzi niepokój i zainteresowanie otoczenia. Automatycznie traktowany jest jako potencjalny zamachowiec i właśnie to zapewnia najlepszy monitoring terroryzmu w Polsce. Co stanie się jednak jeśli w naszym kraju odbywać się będą Światowe Dni Młodzieży. Wielokulturowość i wielonarodowość wiernych przybywających z całego świata nie pozwoli na taki monitoring jaki mamy dzisiaj. Wiem, że  to wspaniałe święto chrześcijaństwa i szczyt NATO będą priorytetem Rządu. Zapewne od dawna trwają już przygotowania. Moim zdaniem nie powinniśmy jednak pozostawać w samozadowoleniu i wierzyć, że wszystko zrobimy najlepiej ufając poszczególnym szefom służb. Dla mnie bezpieczeństwo obywateli powinno jest priorytetem i naszym obowiązkiem jest skorzystanie z doświadczeń państw, które walkę z terroryzmem prowadzą od dawna. My sami nie zauważamy jak pewne czynności wykonujemy w zgodzie z naszymi polskimi nawykami. Wiem, że wychowany jestem na filmach, ale właśnie one, choć w nie zamierzony sposób, uczą sposobów na obejście zabezpieczeń. I tak na przykład w Polsce policjant puści policjanta bo to swój. Butny człowiek udający posła osiągnie swój cel bo wpuszczający będzie bał się konsekwencji. W walce z terroryzmem nie ma natomiast miejsca na łamanie procedur, a u nas jest to normą, Najbardziej bolesne jest to, że nie wpuszczony poseł czuje się obrażony i urażony, a jego celem numer jeden staje się "dokopanie" temu co go nie wpuścił. Zapomina jednak przy tym, że przestrzeganie procedur było w jego interesie. Niech więc nie zje nas pycha i chęć przypodobania sie ministrom, ale w interesie społeczństwa otwórzmy się i pozwólmy na to by pomogli nam inni.

Miłego wieczoru Tomek

poniedziałek, 21 marca 2016

Chore ambicje

       Ulubionym zajęciem polskiego pracownika jest pokazywanie szefowi swojej "pracowitości" i wytykanie błędów innych. I tak pijak powie szefowi, że tamten to złodziej. Złodziej, że następny to leń. Leń powie, że jeszcze inny to głupek i nie potrafi do dwóch dodać dwa. No i zamykając leń powie, że ten pierwszy to pijak. Wszyscy siebie warci, ale każdy ma swój przebiegły plan wychwalić siebie i zdyskredytować drugiego. Szczerze to jeden drugiego wart. Niestety szefowie dają się na to nabrać często awansują i wyróżniają takiego pracownika. Oczywiście wszyscy pozostali już byli niezadowoleni. Przecież mówili szefowi o pozostałych a on nie reagował, mało tego dzisiaj awansuje tego lenia co nic nie robił. W ten sposób inni wskazują na swoje, lepsze umiejętności zarządzania firmą. Jedni wstępują do związków zawodowych, inni ruszają na studia po kwalifikacje. I właśnie zdobycie wykształcenia w "renomowanej uczelni" jest podstawą do uwierzenia w siebie. Od tej pory ktoś taki bezkrytycznie już tylko siebie widzi jako przyszłego szefa. Wciąż jednak jest jednym z tej czwórki ale o tym przypomną sobie wszyscy dopiero wtedy jak szefem zostanie.

Miłego popołudnia Tomek
      

czwartek, 17 marca 2016

Urlop

       Jest taki dowcip:
"-Kowalski - lubicie ciepłą wódkę i spocone kobiety ?
- Nie Szefie,
- To dobrze weźmiecie urlop w styczniu."
Czemu w Polsce tak nie szanuje się wypoczynku pracownika. Zawsze uważam, że pracownik by efektywnie wykonywać swoją pracę powinien mieć zapewniony urlop w czasie kiedy mu to odpowiada. Powinien mieć uporządkowane sprawy rodzinne i zdrowotne. W przeciwnym razie spodziewajmy się minimum jego błędów a kto wie czy nie wypadków w pracy. Prawdą jest, że z tym prawem do urlopu nie wszędzie jest tak różowo. Reorganizacje w firmach, zwolnienia, oszczędności spowodowały, że wiele stanowisk stało się jednoosobowymi lub też minimalna obsada nie pozwala na wzięcie dłuższego urlopu w lecie. Pamiętać jednak należy, że jest to sytuacja niezależna od zespołu i szefa. Myślę, że jedynym rozwiązaniem jest wtedy kompromis i wspólne dogadanie się przy dobrej woli szefa. Niedopuszczalnym jest natomiast dyktat, w którym urlopu nie daje się dla zasady, w imię ochrony interesów szefa lub w imię zysków (wypełnienia kontraktów). W tym ostatnim przypadku jedynym wyjściem jest rozmowa z załogą, której należy udowodnić, że jest to w interesie wszystkich pracowników i każdy będzie miał z tego korzyść. O dziwo poważne korporacje od dłuższego czasu zrozumiały jak istotny jest wypoczynek pracownika i wbrew krążącym legendom same wspomagają pracownika w wypoczynku.
Sytuacja pewnie się zmieni kiedy to firmy zaczną zabiegać o pracownika i skończy się straszenie wylotem. Dziś jednak pracodawcy korzystają z tego argumentu zbyt często. Sami natomiast o swoim wypoczynku na Bali nie zapomną na pewno.

Miłego popołudnia Tomek.

wtorek, 15 marca 2016

Święty spokój.


      Kiedy przychodziłem do moich rodziców zawsze musiałem sprawdzać, która godzina. Nie było właściwym przychodzenie do nich w porze Faktów, Wiadomości itp. Mimo swojego wieku na bieżąco śledzili co się dzieje w świecie i polityce. Dyskusja przy stole również zahaczała o usłyszaną tam tematykę. Górę brały emocje i w tym wszystkim człowiekowi uciekały ulotne chwile kontaktów z Rodzicami. Jest tyle pytań, których nie zdążę już Tacie zadać.
     W roku 2012 postanowiłem odciąć się od oglądania wszelkich wiadomości poza Teleexpresem. Źródłem wiedzy stał się dla mnie internet. I na podstawie przeczytanych na kilku portalach informacji kształtowałem sobie niezależny pogląd. Życie stało się spokojniejsze i pomimo wszelkich afer, zamachów i politycznych przepychanek żyło się spokojnie.
    Dziś nie oglądam już żadnych wiadomości jednak nie jestem w stanie schować się przed politycznym bełkotem. Dziś jest to temat rozmów w pracy, Postów na FB i niestety dyskusji przy stole (choć staram się do tego nie dopuszczać). 
    Myślę tak sobie ile bym dał by znów mieć ten święty spokój. Nie żyć politycznymi sporami. Gadać o sprawach przyjemnych. Marzyć o wakacjach, ogrodzie. Czy moje życie warte jest by tracić emocje na spory, na które i tak mam niewielki wpływ. W tym wszystkim tracę radość przebywania z ludźmi, zabawy i przede wszystkim życia.

Miłego wieczoru Tomek.

poniedziałek, 14 marca 2016

Mądry Polak po ...

       Pamiętam taką historię. Był zakład (jeszcze za starego systemu), który popadał w ruinę. Każdy mówił, że w tej branży to normalne. Prezes uciekł na emeryturę, a na jego miejsce przyszedł nowy, spoza układu, "no bo przecież swojego nie można wsadzić na minę". Nagle okazało się, że zakład zaczął dobrze prosperować. Energiczny Prezes znajdował nowe rynki, usprawniał organizację pracy, poprawiał park maszynowy. Szybko pojawili się wtedy związkowcy, którzy zażądali podwyżek dla załogi. Prezes nie był skory na tym etapie do spełnienia ich  żądań choć nie zostawiał ich z niczym coś tam obiecał. Oczywiście wielkie niezadowolenie, prawie że strajk. I nagle ktoś pod domem Prezesa zobaczył jak jeden z kontrahentów przywozi kolorowy telewizor. Wówczas oznaka dobrobytu. Zrobiła się afera. Milicja, prokurator. Prezes odszedł. Jak dla niego skończyło się to prywatnie nie wiem. Do zakładu przyszedł nowy Prezes, już z nadania, bo przecież niezły kąsek. Po dwóch latach zakład zaczął podupadać. W końcu zlikwidowano go. Załoga poszła na bruk i zasiliła rzeszę bezrobotnych. 
      Nie pochwalam, lecz potępiam korupcję i nie o tym dzisiaj. Pragnę tylko zauważyć jak bardzo nie potrafimy docenić tego co mamy. Nakład pracy ze strony pracowników był wciąż taki sam, ale to oni uważali, że są ojcem sukcesu i należy się im więcej. Prezes jedyna osoba, której należała się nagroda, w tym systemie, nie mógł liczyć na ekstra pensję. Pewnie więc telewizor uznał za należną premię. Zawiść i zazdrość pracowników doprowadziła jednak do ruiny każdą stronę, choć myślę, że najszybciej poradził sobie w przyszłości ten Prezes a nie pracownicy.           
     Może więc lepiej w życiu nie warto rozliczać innych, bo ostateczną ofiarą zostajemy my sami. Lepiej zobaczyć co samemu możemy poprawić na naszym podwórku, a gwarantuję, że nagroda w życiu przyjdzie. W naszych czasach widać też analogię. Rozliczamy tych u góry za wszystko zapominając, że być może w danej sytuacji to nasze najlepsza dla nas opcja. Kiedy przyjdzie następny może się okazać, że nie wrócimy już do tego jak było dobrze.  


Miłego popołudnia Tomek

czwartek, 10 marca 2016


Prostytucja

       Choć tytuł nawiązuje do najstarszego zawodu świata to nie o tym chcę pisać (może kiedy indziej). Dla mnie współczesny świat przyniósł jego nowe formy. Przyjmując w uproszczeniu definicję prostytucji jako oddanie własnego ciała do dyspozycji w celu osiągnięcia korzyści znajdziemy już dużo więcej jej form i to o nich chcę napisać. Choć wszystkim kojarzy się ona z jednym to uważam, że właśnie te pozostałe przynoszą człowiekowi jeszcze większą ujmę. Każdy zawód ma swoją prostytucję. Polityk powie wszystko czego oczekuje lider jego partii niezależnie od własnego poglądu, byle nie zapomniano o nim przy rozdaniu stołków. Piosenkarz zaśpiewać może każdy gatunek muzyczny, założyć ekstrawaganckie ciuchy, pokazać na koncercie czy w teledysku za dużo byle być na topie. Dziennikarz nagra i napisze każdy materiał byle zapewnić oglądalność lub czytelnictwo swojego portalu. Nie ważne są społeczne skutki materiału lub ludzka jego strona ważny jest wynik. Z doświadczenia pamiętam jak podczas akcji poszukiwania 11 latka, który utonął jedynym zadaniem telewizyjnej dziennikarki było nagranie rozmowy ze zrozpaczoną matką. Po co gazeta internetowa informuje o samobójstwie nastolatka skoro udowodniono naukowo, że tego typu informacje mogą pchnąć do podobnych czynów inne osoby. 
To wstrętne ale w gabinetach nowych Prezesów, Wojewodów, Komendantów itp. zaraz po powołaniu pojawiają się osoby "dyspozycyjne" gotowe w imię przypodobania się szefom zrobić więcej niż on oczekuje byle tylko uzyskać coś dla siebie. I nie mam nic przeciwko chęci osiągania przez ludzi sukcesu, ale w zgodzie z własnym sumieniem. I to jest ta prostytucja, którą chce napiętnować. I jest to też powód, dla którego moja córka utalentowana pisarka nie chcę, by została kiedyś dziennikarzem. By mieć własne zdanie jak znani dziennikarze zawsze trzeba zrobić coś co zostanie cierniem na ich sumieniach.

środa, 9 marca 2016

Karaoke


     Chyba wielu, a może każdy z nas miał kiedyś ochotę pośpiewać karaoke. Niektórzy odważyli się w ramach letniej zabawy i z pomocą paru drinków. Większości jednak tej odwagi zbrakło. Czy nie potrafią śpiewać ? Czy nie potrafią się bawić ? Nie, boją się wyśmiania, wyszydzenia. I tak szansa na wspaniałą zabawę bierze w łeb. Zrobimy to owszem ale w wąskim gronie, w domu. Tak żeby nikt nie widział i nie słyszał. To samo dotyczy wielu innych "występów" albo udziału w teleturnieju, show publicznym, zatańczeniu na koncercie i wielu wielu innych. Spróbuj umieścić swoją piosenkę na FB, podziel się radością wspólnego tańca a szybko tego pożałujesz. . Ci co sami chcieliby, ale nie mają odwagi skrytykują cię pierwsi.  I w ten sposób zamiast sprawiać sobie wzajemną radość, za sprawą zakompleksionych małych ludzi popadamy w stres. Nie umiemy sobie wytłumaczyć, że Ci ludzie nie są warci naszych nerwów. Niech zobaczą, że można fajnie się bawić. Próbować swych sił w teleturniejach. Ja tych startujących ludzi zawsze podziwiam, a swoim kibicuję. I jeśli nawet pomylą się w jeden z dziesięciu, że znak na damskiej toalecie to trójkąt a nie koło to i tak szanuję ich za odwagę i chęć występu. Dlatego nie bójmy się. Spełniajmy nasze marzenia, bawmy się i niech zawiść ludzka nie niszczy naszego szczęścia.

Miłego wieczoru Tomek

wtorek, 8 marca 2016


Dzień Kobiet


       Nie wiedzieć czemu obchodom tego święta nadano komunistyczny charakter, a przecież zupełnie mija się to z prawdą. Myślę, że to właśnie tamten system zdewaluował to święto. Bo prócz rajstop, bonu i czekolady naszym żonom, czyli najważniejszym kobietom naszego życia, miał prawo kojarzyć się z późno wracającym z pracy mężem, stojącym ledwo na nogach i trzymającym w ręku złamanego goździka. Dziś jednak czasy się zmieniły. Alkoholu w pracy nie ma, a święto i tak budzi mieszane uczucia. Może po prostu Panie nie wierzą nam mężczyznom, że w swoich życzeniach jesteśmy szczerzy. Myślą też, że celebrowanie tego święta uważamy za obowiązek, a nie przyjemność. Gdy więc zapytamy nasze koleżanki z pracy czy chcą obchodzić święto ? To choć może w sercu by się im to marzyło często odpowiedzą, że nie warto. Ale to nasza wina panowie. Nie zważając na ich niechęć naszym obowiązkiem jest docenienie w tym dniu Kobiet i roli jaką pełnią w naszym życiu. Jasne, że nic nie warte są życzenia jednego dnia w roku jeśli w pozostałe nie stać nas na szacunek dla Pań. Dla mnie jednak jeśli mówię, że dzień kobiet powinien trwać przez cały rok to mówię to szczerze. Zawszę będę cenił Kobiety za to, że porządkują nasze męskie życie. Łagodzą obyczaje, język. Motywują do dbania o siebie. Dziękuję Wam Panie i życzę byście zawsze trafiały na mężczyzn, którzy będą potrafili Was docenić.
      I na koniec jeszcze raz dołożę swojej płci. Skoro szanujemy Kobiety to szanujmy też ten dzień i odpuśmy sobie planowanie wszelkich narad, spotkań, konferencji itp. Dajmy wszystkim świętować ten dzień z kobietami, z którymi spędzamy życie zawodowe. Niech będzie nam wolno w spokoju złożyć im życzenia i jeśli będą miały przyjemność to na chwilę odpuścić sobie pracę (jeśli można) i wypić z nami kawę. 

Wszystkiego Najlepszego drogie Panie.


Miłego wieczoru Tomek

poniedziałek, 7 marca 2016

 

Prezydencka limuzyna - hejt



       Wypadek prezydenckiej limuzyny kolejny raz dał pole do popisu polskim hejterom. Niezależnie od swoich poglądów z obrzydzeniem czytam okrutne wpisy z życzeniami śmierci lub ubolewaniem, że tylko tak się skończyło. Dla polityków mistrzów manipulacji często jest to miód na serce. Dzięki temu można pokazać kim są opozycjoniści lub zwolennicy danej partii. Można zdyskredytować PIS, KOD, PO i co się podoba choć piszącym paradoksalnie mogą być ich zwolennicy sami dostarczający sobie argumentów.
     Ja jestem ratownikiem i kiedy przychodzi nieść komuś pomoc człowiek nie zastanawia się komu pomoc niesie. Może to być znienawidzony szef, polityk, dziennikarz, kochanek żony. Wszystkim pomoc niesie się jednakowo jakby miał być to człowiek, który każdego miesiąca płaci nam milionową pensję. 
     Na czym polega polski fenomen hejtu ? Chrześcijański naród, gdzie ponad 90% społeczeństwa wyznaje przykazanie miłości, tak sobie życzy wzajemnie. Dziś nie cieszę się gdy ukazuje się jakakolwiek notka o straży bo stwarza już okazję do hejtu. W sobotę palił się browar w Braniewie. Rozmawiałem ze strażakami. Wszyscy z satysfakcją opowiadają o udanej akcji. Dobrze jednak nie dojechali do pożaru a w drugim komentarzu już ktoś pisał, że "znając braniewskich strażaków na pewno wszystko spłonie". Przeraża mnie jednak, że hejt nie dotyczy już tylko osób publicznych lub instytucji ale dostaje się każdemu czyj wizerunek pojawi się w internecie. Mój kolega został kiedyś wyróżnionym kierowcą komunikacji miejskiej. Szybko tego pożałował czytając komentarze, które dotyczyły jego osoby. Miał być najsympatyczniejszym kierowcą i oto nagroda. Wiem, że wielu ludzi w przypływie emocji powie nieraz coś głupiego, ale przerażają ludzie, którzy tkwią w nienawiści i ich życzenie "żebyś zdechł" jest jak najbardziej płynące z jego nienawistnej duszy.  Próbuję sobie wyobrazić jak brzmiał by nasz język gdyby nagle wszyscy zażyli "serum prawdy". 
    Nikt nie zna na to lekarstwa. Przyczyna leży gdzieś w polskiej mentalności. Naszej zazdrości i zawiści. Stara anegdota mówi, że gdy Niemiec widzi dorodną krowę sąsiada marzy o takiej samej. Polak życzy mu żeby krowa zdechła. Jak tu więc mówić o wspólnocie, budowaniu wspólnego dobra?  A na koniec brawo dla wszystkich, którzy próbują z hejtem walczyć. Będę cieszyć się z każdego waszego sukcesu. Telewizyjna reklama walki z hejtem niestety zniknęła już z anteny choć była świetna. 

Miłego popołudnia Tomek

środa, 2 marca 2016


Polski Urząd

      Choć w tym kraju wiele się zmieniło to polski urzędnik ewoluuje bardzo powoli. Prawdą jest, że bzdurne przepisy i prężnie rozwijająca się biurokracja powodują, że jego głównym zajęciem staje się dbałość o własne cztery litery. Podobnie zamiast brać przykład z zachodnich rozwiązań i upraszczać dokumentację rozbudowuje się ją do granic absurdu. Na przykład, gdy spotkali się polski wójt z jego odpowiednikiem z Austrii dyskutując o programach unijnych to gdy porównali dokumenty nasz zachodni kolega biorąc teczkę do ręki przekonany był, że otrzymał teczkę z kilku lat a nie z jednego projektu. Wniosek prosty to my sami tworzymy spis wymaganych (wielokrotnie zbędnych) dokumentów.
      Przy tym wszystkim zapominamy jednak o naszej głównej urzędniczej misji - służenia obywatelowi. W pośpiechu, biurokracji, chęci bronienia miejsca pracy trudno znaleźć miejsce na petenta. Trudno też znaleźć uśmiech dla niego. Często bowiem za rozbudowaną "papierologię" burę dostaje niczemu winny urzędnik, a i on dość ma przemądrzałych petentów, którzy gdzieś coś słyszeli, za nic nie próbują zrozumieć urzędnika no i często byli na zachodzie (tydzień ha, ha, i ich zwolnili) i tam to wygląda inaczej. Wielokrotnie wina leży po obu stronach i za grosz żadna ze stron nie chce tego przyznać. Prawdą jest jednak, że choć po części usprawiedliwiając urzędników to sam doświadczam ich niekompetencji lub nie wiedzieć czemu służącemu niepełnego informowania. Dlaczego o wymaganych dokumentach dowiaduję się często przy kolejnej wizycie zamiast od razu. Traktuje się mnie, że to mój interes i to ja powinienem wiedzieć. Potem wzajemne wkurzenie powrót z niczym i  jak tu się uśmiechać do ludzi. 
     Podsumowując: urzędniku pamiętaj dla kogo i dzięki komu pracujesz, udziel na początku wyczerpującej informacji a twój uśmiech to życzliwość i wyrozumiałość ze strony petenta nawet gdy zmuszasz go do zbędnej ale wymaganej prawem biurokracji. 

Miłego popołudnia Tomek

wtorek, 1 marca 2016


Święta pamięci II Wojny Światowej

       Dziś dzień pamięci Żołnierzy Wyklętych. Pisałem o nich niedawno, ale czy wiecie ile świąt związanych z II Wojną Światową obchodzimy w Elblągu. Wyliczę Wam, choć nie chronologicznie. 1. Wybuch drugiej wojny. 2 Napaść ZSRR na Polskę. 3. Rocznica powstania Państwa Podziemnego. 4. Rocznica powstania Armii Krajowej. 5. Zdobycie Elbląga. 6. Dzień pamięci Żołnierzy Wyklętych. 7. Dzień pamięci ofiar Katynia. 8. Narodowy Dzień Zwycięstwa. 9. Rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. 10. Rocznica wyzwolenia podobozu Sztutthof. Każde równie ważne. Wszystkie o znaczeniu patriotycznym. Nagle jednak okazuje się, że zamiast jednoczyć nas to dają więcej powodów, by nas dzieliły. A bo to 17 września stał się ważniejszy niż 1.09. A bo to Powstanie Warszawskie to zbrodnia na młodych Warszawiakach, a to Żołnierze Wyklęci nie są tacy święci, a druga wojna nie skończyła się 8.05 ale 2.05 lub 9.05. No i oczywiście Elbląg nie został wyzwolony tylko zdobyty. A ja się pytam po co nas dzielić ? Po co na siłę kreować własną wizję historii skoro za każdą z tych dat stoi patriotyzm i bohaterstwo. Zawsze uważałem, że lepiej jest wymyślić jakąkolwiek datę oderwaną od konkretnego zdarzenia (bo zawsze znajdziemy jakiś powód by znaleźć powód do podziału), ostatecznie niech będzie to 8.05. i uczcijmy wszystkich. Apel poległych to miejsce, gdzie cześć oddać można wszystkim bohaterom II Wojny Światowej. Zaprosić uczniów każdej szkoły, mieszkańców i w jedności przeprowadzić lekcję historii i patriotyzmu. Historycy i dziennikarze nie będą ścigać się w ocenie poszczególnych zdarzeń a najważniejszym stanie się tragizm wojny i walka Polaków na wszystkich frontach o niepodległość. My jednak wolimy zostawić sobie miejsce do sporów, bo bez tego jakoś dziwnie. Pewnie nawet gdyby było tak jak piszę to pokłócimy się o miejsce, w którym mają być przeprowadzone uroczystości.

Miłego Dnia Tomek

poniedziałek, 29 lutego 2016



fot. www.drogeriazagraniczna.pl

Sklepy z towarami z Niemiec


      Niby jesteśmy w Unii Europejskiej, niby trwa swobodny przepływ towarów i usług, a w każdym polskim mieście funkcjonują sklepy z towarami z Niemiec. Co dziwniejsze nazwy wielu produktów  z tych właśnie sklepów powtarzają się na półkach naszych rodzimych sieci sklepów. Towar z Niemiec cieszy się jednak powodzeniem, bo wszyscy wiemy, że pod tą samą nazwą produktu kryje się inny towar. Zwykle jest to produkt jakościowo lepszy i każda gospodyni szybko zauważa różnicę w efektach jego działania. 
     Po pierwsze jak do tego można było dopuścić. Po drugie gdzie są nasi europarlamentarzyści, którzy pozwalają by UE dzieliła się na lepszą i gorszą kategorię. Dla mnie niech kraje zachodnie produkują np. persil na Polskę, ale nikt nie powinien mieć prawa nadawania mu takiej samej nazwy handlowej. Jakoś cicho o naszych europosłach, by wnosili tego typu interpelacje. Rozumiem, że pewne sprawy zapisano już dawno w traktacie akcesyjnym lub są przedmiotem umów parafowanych przez rząd, ale tego typu ustalenia leżą właśnie po stronie parlamentu. Dlaczego pozwalamy wprowadzać limity połowów dorsza dla naszych rybaków na Bałtyku, którym wciska się na podstawie nie potwierdzonych badań, że zmniejsza się jego populacja, gdy tymczasem francuscy, irlandzcy i angielscy rybacy  odławiają w imię ochrony gatunku narybek węgorza po to, by za grube pieniądze sprzedawać go do Chin. Stamtąd wracają już jako sztucznie utuczone okazy (pozbawione smaku). Kiedyś ten właśnie węgorz docierał do polskich rzek i naturalnie je zarybiał. Dziś kupujemy go od Francuzów. Skoro stoimy na straży przyrody to pozwólmy działać naturze. Trafi do nas sam bez pośredników, którzy z pięknymi hasłami na ustach robią kokosowe interesy.  
      Tak więc nasi kochani europarlamentarzyści do roboty w imię obrony polskich i Polaków interesów, bo jedyne o czym głośno to o wysokość waszych zarobków i prawach do przyszłych dożywotnich emerytur.

Miłego wieczoru Tomek

czwartek, 25 lutego 2016

rys. http://mh24.pl/


Reklama telefoniczna

      Każdy z nas słyszał w słuchawce "słodki" głos : nazywam się ..... itd. Niestety ja najczęściej słyszę go wtedy, gdy wracam z pracy i akurat siadam do obiadu. Często też gdy zapadam w poobiednią drzemkę. Głos w słuchawce jest często tak sztucznie miły, że prędzej uwierzę, że pani przed chwilą kogoś zabiła niż w to, że ma dla mnie wspaniałą ofertę. Szczytem było, gdy telefon zadzwonił do mnie w sobotę o 8.01 (widocznie byłem pierwszy na liście). Jak ja wtedy podziwiałem moją Żonę, która w dyplomatyczny i grzeczny sposób poinformowała panią co myśli o telefonach w takim dniu i o takiej porze. Wiem, że to ich praca i szanuje je, jednak nie znoszę uporczywej próby kontynuowania rozmowy pomimo moich podziękowań wypowiedzianych już w pierwszym i powtarzanych w drugim zdaniu.
       Próbuję z tym walczyć na różne sposoby niestety nic nie przynosi efektu. Kiedyś działało pytanie "skąd firma posiada mój numer". Często rozmówca rozłączał się. Dziś jednak to niewiele pomaga, bo nawet gdy zadzwoniono do mnie na numer służbowy pani broniła się, że kiedyś brałem udział w jakimś konkursie i podałem ten numer. W przypadku telefonu służbowego było to niemożliwe, jednak pani brnęła dalej informując mnie o jakieś firmie, która udostępniła moje dane, a o której pierwszy raz słyszłem. Odnalezienie jej później w internecie okazało się niemożliwe.
      Boli mnie jedno. Nasi politycy tak pięknie udają jak walczą o nasze prawa. Obiecują gruszki na wierzbie. Nie potrafią jednak zadbać o nasze podstawowe prawo do wolności i odpoczynku, które "przemiłe" panie z telemarketingu nam zabierają.

Dobrej nocy Tomek