czwartek, 28 stycznia 2016


Rodzina


      Zadam pytanie. Czy pamiętacie co ostatnio robiliście wspólnie całą rodziną. I co ? Dobrze, że niedawno była "Wigilia" i dalej nie trzeba sięgać pamięcią. Kiedy jakiś czas temu pisałem o tym, że osiągnięcia techniki wielokrotnie robią nam krzywdę nie wspomniałem o tym najważniejszym rodzinie. Bo to przede wszystkim brak komputera internetu, FB i portali społecznościowych powodował, że rodzina spotykała się przy telewizorze, bo leciał fajny film, obiad jedzony był wspólnie i bez pośpiechu i cudownym obrazkiem była Mama wołająca dziecko na obiad z podwórka.
      Dwa lata temu zmarł mój Tata. Cieszę się, że choć późno ale zacząłem rozmawiać z nim o przeszłości, jego wujkach, ciociach, co robili, czym się zajmowali. Co pamięta z wojny. Obiecałem sobie, że swoim dzieciom powiem to o wiele szybciej. I co ? Na razie ich to wcale nie interesuje. No i kiedy jest ten czas żeby z nimi pogadać. Nie wiem czy jest szansa by to jeszcze kiedyś wróciło, ale ten brak kontaktu to brak ciepła. Za nim idzie brak współczucia, opiekuńczości. I nagle dwoje małżonków zostaje ze sobą skazane jedynie na wzajemną pomoc swych starych kości. Kiedyś w domu była wielopokoleniowa rodzina. Dzieci uczyły się szacunku i zajmowały zniedołężniałym dziadkiem. Teraz jest on intruzem i najlepiej oddać go do domu starców. Może to i dobrze w tych czasach, ale żeby nie był to substytut miłości. Bo jeśli tak będzie to przyjdzie dzień gdy młode pokolenie uchwali prawo o przymusowej eutanazji  iluś tam latków jako zbędnego balastu dla zdrowego społeczeństwa. A my już młodsi nie będziemy.

środa, 27 stycznia 2016


Nanosekunda


         Wiecie co to jest nanosekunda ? To czas jaki upłynie od chwili gdy zapali ci się zielone światło  na skrzyżowaniu do chwili kiedy kierowca z tyłu zatrąbi (uwaga tylko w Polsce). Na czym polega paradoks polskiego kierowcy. Wieczny pośpiech i nadużywanie klaksonu. Gdy jadę w trasę tak wiem chce jechać szybciej, dotrzeć na czas i rozumiem, że jeśli warunki pozwolą można jechać tyle by nie zagrozić sobie i bezpieczeństwu ruchu innych użytkowników drogi. Choć i tak ci co jadą przed nami to d..py a ci co nas wyprzedzają to debile. W mieście jednak to wszystko wygląda inaczej. Tu nawet największy pośpiech da nam minutę góra dwie zysku, a czy jest to warte stresu mojego i innych i ryzyka. Też się spieszę wielokrotnie przyznaję, ale na chłodno wiem, że lubię jak spokojnym letnim popołudniem samochód płynie po ulicy, a mnie smaga ciepły wiatr przez uchylone okno. Wtedy czuję radość relaks. Spiesząc się nie poczułem tego nigdy. Wiem wieczorem jest trochę luźniej na drodze, ale w dzień potrzeba naszej cierpliwości, uprzejmości i wyrozumiałości. Wyjeżdżając z pracy korzystam z niej wielokrotnie, bo natężenie ruchu powoduje, że stałbym ładnych parę minut, ale dzięki temu już za chwilę myślę gdzie ja mogę zrewanżować się innemu kierowcy. Częściej jednak nadjeżdżający kierowcy unikają mojego wzroku, bo wtedy łatwiej jest odmówić mi włączenia do ruchu. Kiedy byłem w Anglii uwierzcie mi wyglądało to zupełnie inaczej, a szczególnie zaskoczyła mnie sytuacja, kiedy ktoś wymusił na nas pierwszeństwo a mój kierowca skwitował to uśmiechem i podniesioną dłonią. U nas nie do pomyślenia. I jeszcze jedna moja obserwacja autorami tych trudnych zachowań w moim mieście są najczęściej ci z rejestracją NEB. Może więc kultura kroczy powoli od wielkich ośrodków pod każdą strzechę i po prostu potrzeba jeszcze trochę cierpliwości. 


Pozdrawiam Tomek

wtorek, 26 stycznia 2016


Nauczycielki



        Dziś postanowiłem narazić się moim wielu koleżankom nauczycielkom. Wiem, że wielu z nich to nie dotyczy, ale te pozostałe może będą miały choć chwilę refleksji. Myślę tu o nauczycielkach jako partnerkach życiowych.Uważam, że ich związki podobnie jak pań psycholog są najbardziej narażone na problemy i choć niekoniecznie formalny ale rozpad. Z przykrością napiszę, że chociaż ich mężczyźni nie są doskonałymi partnerami to wina leży w większości po stronie płci pięknej. Punktem wyjściowym jest pozycja jaką w związku próbuje zająć nauczycielka. Przyzwyczajona do mówienia z góry do uczniów siedzących przed nią. W związku też przyjmuję rolę jedynej wyroczni i autorytetu. Specyfika jej pracy to zwykle rozwój, awans zawodowy, literatura obycie z inteligencją a przy niej mąż, którego pasja są wędki, filmy i piwo wypite od czasu do czasu z kolegami. Szybko zapomina się, że to dobry człowiek, na którego zawsze można liczyć, pracowity w domu, uczynny dla całej rodziny . Z czasem staje się prostakiem, który nie ma ambicji, nie czyta, nie rozwija się no i to śmierdzące piwo. Szybko w związku pojawiają się zarzuty i przykłady jaki to wspaniały jest ten czy tamten. Nic bardziej mylnego drogie Panie, po prostu przestałyście zauważać dobroć swoich mężczyzn. Tamci są tylko mrzonką. W rzeczywistości w domu są wielokrotnie tyranami i ludźmi, którym kobieta przeszkadza w ich życiowej misji jaką jest śledzenie komputera a to jest przecież wyższe powołanie niż gary i pranie. Nas mężczyzn skonstruowano inaczej. O bezpieczne gniazdo mężczyzna będzie dbał, da Wam gwarancję ciepła miłości opieki nad Wami i dziećmi. Nie psujcie tego. Po co na siłę odsyłać go do książek czy pchać do opery ? Czy On Was ciągnie na mecz ? I pozwólcie mężczyznom mieć kolegów i spotkać się z nimi. Choćby po to by zobaczył, że ma tak naprawdę fajną żonę na tle partnerek swoich kumpli. Jeśli tej szansy nie dostanie to Wy będziecie te najgorsze.




Miłego popołudnia Tomek

poniedziałek, 25 stycznia 2016


www.polskieradio.pl


Edward Gierek


        W grudniu na FB Sławomir Malinowski opublikował link do ciekawego artykułu nt. Edwarda Gierka. Polecam wszystkim. Treści, które tam przeczytałem cały czas chodzą mi po głowie. Dziś władza ma problem z jednoznaczną oceną Gierka, bo to przecież komunista. Z drugiej jednak strony w całym kraju znajdziemy pozostałość jego rządów w postaci dróg, fabryk, domów itp. a mówienie i wypominanie mu zadłużenia kraju pamiętając o kwocie 19,6 mld. dolarów przy dzisiejszym długu liczonym w setkach miliardów jest po prostu śmieszne. Ja twierdzę, że w tamtych realiach nic lepszego Polakom nie mogło się przytrafić. Komunista to Gierek był, ale nie ideowiec prześladujący za odmienne poglądy. Pamiętajmy, że stał na czele aparatu bezpieczeństwa, który swoją siłę, poglądy i metody wcielał w życie w Polsce przez całą powojenną historię i nie sposób było mu nagle stać się tolerancyjnym wobec opozycji. Siłą Gierka była na pewno gospodarka. To czego uczono nas w szkole z książki "Geografia gospodarcza" (pamiętam tytuł) tylko w części było propagandą sukcesu. W wielu dziedzinach Polska naprawdę stała się potentatem światowym i zawdzięczamy to sprytowi Gierka. Społeczeństwu żyło się lepiej, budowano najwięcej mieszkań, realnym stało się marzenie o własnym samochodzie a w domach pojawiły się kolorowe telewizory, na których śledziliśmy sukcesy polskich sportowców. Świat to widział i nie w smak było z tym zachodowi i wschodowi. I czyż nie jest zastanawiające dlaczego to wszystko nagle się załamało ? Sądzę, że świadomie zaczęto stosować mechanizmy gospodarcze, które miały ugodzić i wyhamować naszą gospodarkę. Na tę sytuację rzeczywiście ówczesna władza już pomysłu nie miała. Zostały jednak jej osiągnięcia i pamiętajcie o tym jadąc "gierkówką". I oddajmy Gierkowi należne mu miejsce w historii.


Miłego dnia Tomek

czwartek, 21 stycznia 2016



Przemysł farmaceutyczny


       Każdego dnia z ekranu TV natarczywie namawiają nas do zażycia jakiegoś specyfiku, który nas ma uzdrowić, zapobiec chorobie czy wręcz "przywrócić młodość". Dowiadujemy się o schorzeniach, których nigdy nie znaliśmy: "zespół niespokojnych nóg", "zespół suchego oka". Kiedyś przez tydzień moja Żona z córką pisały na kartce nazwę reklamowanego specyfiku. Naliczyły ich sześćdziesiąt kilka. Kiedy jadę za granicę z ciekawością zerkam więc w telewizyjne reklamy i o dziwo reklam farmaceutyków jest mniej lub wręcz wcale. Nie znam ustawodawstwa innych krajów ale nie wydaje mi się, że brak ich emisji wynika z jakiegoś zakazu. Spytajcie Polaków na wyspach a potwierdzą wam, że nie ma tam takich reklam. Farmaceutyków nie sprzedaje się tam w każdym sklepie i na każdej stacji paliw. Jedynie tam gdzie masowo osiedlili się Polacy pojawiły się one w sklepach. Na czym polega ten "polski" paradoks. Schemat przemysłu farmaceutycznego jest zawsze taki sam czyli sprowadzając człowieka do wzorca z Serve pod Paryżem wykazać, że jesteśmy chorzy (lub wymyślić schorzenie jak RLS"), pocieszyć, że mają to również inni, a potem zaproponować na to panaceum. Świat się nie nabiera, my tak. Gwarantuję, że 90 % tych specyfików zastąpiło by każde placebo, a uzdrowienie odbywa się jedynie w naszej głowie. Wolimy jednak wydać pieniądze i wierzyć, że fundujemy sobie drugą młodość. Na wyspach podstawowym lekiem przepisywanym przez lekarza jest paracetamol i do domu. Antybiotyk w ostateczności i wśród Polaków już przyjęło się, że brytyjska służba zdrowia jest do niczego. U nas pan doktor coś przepisze, ale nie my jeszcze swoje. Po co ? Pan Bóg doskonale stworzył człowieka z jego cudownym układem odpornościowym, więc jeśli dostarczamy sztucznie wytworzone przeciwciała to zaburzamy równowagę organizmu, który głupieje czy ma być producentem przeciwciał czy będzie otrzymywał je z zewnątrz. Z czasem nie zdziwmy się, że dany organ zacznie szwankować, bo sami zaburzyliśmy jego pracę. Zwróćcie uwagę, że są ludzie uodpornieni na jad kobry bo stopniowo wprowadzali go do organizmu w coraz większych dawkach po to by układ odpornościowy nauczył się z tym walczyć. Tak działa każda szczepionka. Nie na darmo przyjęło się przysłowie "co nas nie zabije to nas wzmocni". Co więc takiego jest w Polakach nie wiem. Wiem za to, że na farmaceutyki wydajemy fortunę i założę się, że procentowo w budżetach domowych jest to najwyższy wydatek w Europie. Ze śmiertelnością raczej jesteśmy na końcu tej stawki, ale zestawienia tych dwóch statystyk przemysł farmaceutyczny na pewno nie będzie reklamował.


Miłego popołudnia Tomek 

środa, 20 stycznia 2016


Po owocach ich poznacie


            Pamiętacie jak w szkole pani od języka polskiego tłumaczyła co autor miał na myśli pisząc dany utwór ? Za groma nie umiałem zobaczyć tego co widziała polonistka. Jeszcze ciekawiej brzmiało to gdy z czasem człowiek dowiadywał się w jakich okolicznościach utwór powstawał. Po prostu niejeden wiersz pisany był na barowej serwetce w przerwie pomiędzy kolejnymi lampkami wina, a autor nie za bardzo wiedział na drugi dzień, że w ogóle coś napisał. Krytycy, historycy i poloniści jednak wiedzieli co miał na myśli. Podobnie jest z malarstwem i nigdy nie uwierzę w to, że parę czerwonych plam na płótnie to metafora życia. 
           Kiedyś na zajęciach wykładowca poprosił by studenci wyjęli kartki i długopis. Ich zadaniem miało być narysowanie kota. Miał mieć oczy, uszy, wąsy, usta, tułów i ogon. Proste prawda, wszyscy rysują to samo i co ? Ilu było studentów tyle powstało różnych kotów. Bo wszyscy jesteśmy inni. My też mamy usta, oczy, brwi, nos, policzki itd. a każda twarz jest inna. Jeśli tak to dlaczego w życiu próbujemy interpretować co ktoś miał na myśli. Sami nie zauważamy jak słowom drugiego człowieka próbujemy nadać nasz tok rozumowania. I tak złośliwiec będzie udowadniał, że odezwaliśmy się złośliwie itp. W uśmiechu będziemy widzieć ironię bo sami jesteśmy ironiczni. Tym samym wiele razy robimy komuś krzywdę szczególnie gdy już nasz tok myślenia o drugim człowieku przedstawiamy innym. Nie na darmo napisano "po owocach ich poznacie" my jednak nie czekamy na owoce bo lepiej wiemy jakie one będą.
          Sytuacja jak wyżej najśmieszniej wygląda w polityce, gdy któryś z działaczy palnie jakąś głupotę. Uwielbiam potem tłumaczenia co miał na myśli, i że z jego ust biła patriotyczna troska. Czy kiedyś doczekamy się wypowiedzianego przez polityka słowa przepraszam. I pytanie drugie czy jesteśmy na to gotowi ? To znaczy czy ten polityk w naszych oczach zyska czy straci ? Chyba jednak wolimy obłudę.

Miłego dnia Tomek

wtorek, 19 stycznia 2016

rys.http://www.radiownet.pl/


AUTORYTET

       Chciałem o tym napisać od dawna. Autorytet po polsku. Szukając grafiki otwierającej posta wygooglowałem sobie słowo autorytet. Jak myślicie co tam znalazłem ? Jan Paweł II dwa zdjęcia, Dalajlama jedno i uwaga Putin, reszta to żarty i aforyzmy. I to jest cała prawda o polskich autorytetach. Gdzieś tam w historii Jagiełło, Kopernik, Sobieski, Kościuszko, Piłsudski. Parę pomijam, ale już widać trend. Wojskowi dowódcy firmujący swoim nazwiskiem zwycięską bitwę, odkrywcy (naukowcy), pisarze i jeden autorytet moralny Papież. Żyjących zero. Łatwo jest szukać autorytetów w historii gdy człowieka już nie ma i nie zachowały się dokumenty, którymi można jego autorytet obalić. Z żyjącymi jest już ciężej, bo u nas każdego można zgnoić. Dlaczego gdy pytam o Polskę gdzieś na zachodzie słyszę Wałęsa, Jan Paweł II no i dziś Lewandowski. U nas Wałęsa agent "Bolek", Papieża nie wypada ruszać a Lewandowski wszystko ok. póki jest na topie. Mamy największą w świecie zdolność obalania wszelkich autorytetów. Skąd to się wzięło ? Nie wiem, ale nic dobrego to nie przynosi. Najpierw upada autorytet Ojca, potem Nauczyciela, potem Rodziny, Policjanta, a przecież każde z nich ma olbrzymi wpływ na nasze życie. Może należy w końcu zrozumieć, że autorytet to nie świętość, ale człowiek ze wszystkimi swoimi wadami i niedoskonałościami. Każdy z nich ma być autorytetem w swojej dziedzinie.  Ojciec ma być autorytetem dla dziecka do czasu gdy zdobędzie dojrzałość i samodzielność bo tego ma dziecka nauczyć, nauczyciel ucząc przedmiotu z właściwym skutkiem, policjant to wzorzec uczciwości i kompetencji w egzekucji prawa. I nic nie przeszkadza, by ojciec nie zarabiał zbyt wiele, nauczycielka była starą panną, a policjant nie umiał sobie ułożyć życia w rodzinie. Autorytetem jest się w branży, dziedzinie i nie twórzmy aureolki wokół takiego człowieka tylko chwalmy jego wiedzę i umiejętności w swojej dziedzinie. Łatwiej będzie wówczas przyjąć, że lekarz leczy dobrze, strażak gasi skutecznie, a urzędnik jest kompetentny. Upadek autorytetów to malkontenctwo i wieczne niezadowolenie. Dziś ssiemy to z mlekiem matki i potem jesteśmy wiecznie niezadowolonym narodem. 
       O politykach pisać jest ciężko w tym temacie. Piłsudski jest dzisiaj bohaterem, ale za swoich czasów wcale tak nie było. Polityków broni jedynie historia, a na to potrzeba czasu. Dziś mamy demokrację i jednostką miary autorytetu jest kadencja Po wyborach pozostaje nam wierzyć, że wybraliśmy dobrze, a następna weryfikacja za 4 lata. Tak wolność słowa wręcz nakazuje nam pokazywać co jest nie tak i co nam się nie podoba, ale nie destabilizujmy dziedzin, które dają nam chleb. I ... nie próbujmy wskazywać autorytety na siłę i niech nikt nie każcie podpisywać nam petycji w tych sprawach. Autorytet broni się sam.



Miłego dnia Tomek

poniedziałek, 18 stycznia 2016

http://pl.tripadvisor.com/


PRAGA


      Miałem wczoraj przyjemność odwiedzić Pragę, a piękne widoki jej zabytków stały się moim udziałem. Niezwykły klimat, architektura nieskalana nowoczesnością. Jestem pod wrażeniem. Chowałem się w przeświadczeniu o niepowtarzalności Warszawy ale przyznam się, że Praga na jej tle wygrywa. Jeśli jednak ktoś chce znaleźć widoczne znaki postępu, wieżowce i mieć "jedynie" możliwość wybrania się na stare miasto zapraszam do Warszawy.
      Wczorajszy widok w połączeniu ze słowami przewodnika skłonił mnie jednak do refleksji. Polskę wyniszczyła sześcioletnia wojna. Warszawa została całkowicie zburzona. Praga wojny doświadczyła przez pięć dni powstania i to w chwili gdy padał już Berlin. Dziś cieszy się swoim niezniszczonym urokiem a my już nigdy do niego w pełni nie powrócimy. Gdyby zestawić to z naszymi ofiarami, zniszczeniami wojennymi to gdzie jest sprawiedliwość. Rodzi się też trudne pytanie czy warto było być pierwszym narodem, który stawił czoło Hitlerowi. Kto z nas dzisiaj pamięta kto kolaborował z Hitlerem, kto go "zaprosił" bez jednego wystrzału. To już nie ma znaczenia. Jest piękna Praga oraz wiele nie zniszczonych europejskich stolic i odbudowana wysiłkiem narodu Warszawa. Czy więc zwycięzcami tej wojny naprawdę okazali się Ci co zatykali sztandar nad reichstagiem czy ci, którzy przeszli wojnę tocząc jedynie dyplomatyczne boje omijając przy tym całkowicie linię frontu, lub tworząc kilka oddziałów na zachodzie Europy i piejąc dziś o nich bohaterskie opowieści . Nieraz naprawdę się zastanawiam, czy nie należało inaczej rozegrać przedwojenną dyplomację, bo nie zapomnijmy, że Ribbentrop to nas pierwszych pytał się o zdanie. Powiedzieliśmy nie i co zyskaliśmy? Okupację z dwóch stron. Dziś już do tego nie wrócimy ale ten kraj mógłby wyglądać inaczej.
       I na koniec jeszcze jedna uwaga. Porządek. Nie uwierzycie jak czysta jest Praga, Jaka spokojna. Nie widać rozwydrzonych grup młodzieży. Na każdym rogu Policjanci z hasłem na samochodach "Pomahat a Chranit". Z bronią na wierzchu ale nie budzącą grozy a gwarancję Twojego bezpieczeństwa. I ludzie. Jak to robi świat, że ludzie są uśmiechnięci a w pierwszym lepszym Pubie czujesz się obsługiwany jak król z pełną sympatią cierpliwego uśmiechniętego kelnera. Skoczyliśmy do bankomatu by zostawić mu godny napiwek i zrobiliśmy to z przyjemnością.

Miłego wieczoru Tomek



czwartek, 14 stycznia 2016


HIPOKRYZJA


         Jadąc pociągiem w nasze piękne Karkonosze dla uprzyjemnienia czasu zabrałem ze sobą jako lekturę "ANGORĘ". Zawszę ją lubię za panoramę wszelkich poglądów i treści. Najbardziej ujął mnie jednak list czytelniczki, która skarżyła się dobiegając sześćdziesiątki na hipokryzję swojego małżeństwa. Kiedy pobierała się z mężem ten wyraźnie nakreślił katolicki charakter ich związku i utrzymuje go do dziś, ale w nim prócz kalendarzyka, chodzenia do kościoła i regularnego przyjmowania Komunii nie było nic ciepła. Związek trwał za sprawą czwórki dzieci, które niedawno opuściły "gniazdo" i została pustka, ból, krzyk, agresja, żale, pretensje i pytanie czy ta druga strona to widzi i jest tego świadoma. Obawiam się, że nie. Nie jestem świętoszkiem i nie mam zamiaru kogoś oskarżać. Nie mnie jest oceniać czyjeś winy, ale chyba każdy z nas ma coś takiego, że gdy siedzi w kościelnej ławce i patrzy na tych co lgną do Komunii, że chyba jest coś nie tak. Tak wiem pierwszym świętym był złoczyńca z krzyża obok Chrystusa ale w nim była szczera chęć poprawy choć los nie dał mu już tego przemienienia wypróbować. Nam po każdej spowiedzi znów też dana jest szansa, tylko gdy widzę gościa, który od lat postępuje tak samo to co to znaczy? Chyba tylko tyle, że nie ma za grosz świadomości grzechu. Każdego dnia oszukiwał na wadze sprzedając wędlinę by zabrać kawałek do domu, ale w niedziele w kościele jest pierwszy. Dostaje pracę w firmie transportowej, po każdym kursie bierze 20 litrów do domu i tłumaczy sobie, że przecież oszczędził (swoje ?). Żeby chociaż oszczędzał wodę i prąd w firmie, ale tego nie można zabrać do domu. Każda praca stwarza takie możliwości, a my posiedliśmy cudowną zdolność usprawiedliwiania tego. Potem dochodzi do skrajności. Gdy Policjant po trasie zatrzyma się przed sklepem by coś kupić robią mu 20 zdjęć. Kto robi ? Ten co kradnie, bo on pewnie by tak zrobił. Starsze panie w kolejce do lekarza okłamujące pozostałych o swoim numerku w kolejce i przychodzące pomimo tego, że takiej potrzeby już lekarz nie widzi. Ktoś się przez nie nie dostanie na badanie, będzie cierpiał ale ona już w kościółku i do Komunii. Przykładów tysiące tylko jak to zmienić ? Macie pomysł ?

Miłego dnia Tomek

środa, 13 stycznia 2016

http://www.canstockphoto.pl/

Opieprz w pracy

Każdemu z nas zdarzyło się kiedyś dostać burę w pracy. Reakcje na nie bywają różne, ale u Polaków zauważyłem pewną prawidłowość. Otóż rzadko kiedy szefowie słyszą przepraszam zawaliłem, naprawię czy coś podobnego. Najczęściej dowiadują się o "obiektywnych" trudnościach w realizacji celu i ... o tym co złego wyrabiają w firmie inni. Tak tak odwracanie uwagi to polska specjalność. Zwracając uwagę jednemu dowiemy się kto się w firmie spóźnia, wychodzi, co kto zawalił. Czemu nie mamy pokory ? Czemu to błędy innych mają być obroną naszego lenistwa czy zaniedbania. Trudno nam się pogodzić, że innym się udało, ale nie jesteśmy świadkami jak wyglądają rozmowy innych z szefem. Może są o wiele bardziej przykre, ale chyba szef nie powinien o nich opowiadać wszystkim. Myślimy, że topiąc innych wybronimy siebie. Nieprawda swoje i tak dostaniemy, ale konsekwencje prędzej czy później poniosą również inni (bo może o to nam chodziło), ale jako człowiek to my stracimy w oczach szefa. Trzeba szanować się jako człowiek, mieć podniesioną głowę i dbać o siebie pracując dobrze, naprawiając błędy i doskonaląc się. "Topienie" innych prędzej czy później niszczy organizację a praca staje się nie do zniesienia. Niech broni nas nasza wartość a nie słabości innych.

Miłego wieczoru Tomek

czwartek, 7 stycznia 2016

FUNDACJE


        Przed nami kolejny finał WOŚP, który w tym roku wzbudza szczególne kontrowersje. Czytałem zarówno te artykuły, które bronią Jurka Owsiaka jak i te, które piszą o nieprawidłowości w fundacji. Jaka jest prawda nie wiem i rozstrzygać nie zamierzam. Bardzo się mi jednak podobało stwierdzenie, że wartość WOŚP doceniasz wtedy, gdy Twojemu dziecku ratowane jest życie w sprzęcie zakupionym przez nią. Bo tak naprawdę to wszyscy słyszeliśmy gdzieś o sprzęcie, który przekazała WOŚP. Nikt więc nie kwestionuje idei i widzi jej wymierną korzyść. Raczej budzi się w wielu taka polska zazdrość o to co posiadł Jurek Owsiak niby naszym kosztem. Czy ktoś jednak zna fundacje, która nie utrzymuje obiektów, pracowników nie ponosi kosztów. Jeśli obraca się tak dużymi pieniędzmi chyba lepiej, że dopilnowują tego osoby bliskie szefowi, którym może  zaufać. Czy naprawdę chcemy by Jurek Owsiak jeździł starym samochodem i chodził w podartych butach. Tak kochamy obłudę ? Ta działalność wymaga od niego całkowitego oddania i jako "partner" wielkich pieniędzy powinien reprezentowć określony poziom i być godnie wynagradzany. Jeśli coś mi się nie podoba to to, że działalność WOŚP ma jakiekolwiek powiązanie z "Przystankiem Woodstok" bo te idee i pieniądze nie powinny się przenikać.  
        I to co mnie najbardziej boli. Dzisiaj gdziekolwiek się nie obejrzysz ktoś woła od Ciebie wsparcia. Mam tego dość. Pogubiłem się komu ufać komu nie. Mam ciągłe wyrzuty sumienia, że komuś nie pomogłem. O to jednak chodzi by odwoływać się do naszych najgłębszych uczuć, wzbudzać nasze współczucie i coś od nas dostać. Myślę, że każdy z nas gotów jest nieść pomoc jeśli będzie widział jej cel i wymierność. Na razie jednak słyszę daj nam a my to dobrze wykorzystamy. Jakoś niewiele słyszałem w swoim otoczeniu o innej pomocy niż WOŚP. Dziś już, nie tylko pomóż ludziom, ale i zwierzętom. Ale to przecież ludzie gotują taki los zwierzętom. I tak naprawdę wszelkie fundacje to kompromitacja systemu pomocy, który nie radzi sobie już z niczym i bez wsparcia społeczeństwa człowiek nie ma wielokrotnie szans na wyleczenie. Współczuje wszystkim tym, którzy z powodu różnych nieszczęść muszą szukać wsparcia fundacji. Zawsze zastanawiam się również jak liczone są koszta zabiegów itp. bo nieraz te ceny wyglądają na kosmiczne. Po prostu za zdrowie i życie gotowi jesteśmy oddać wszystko, tylko czy ktoś tego nie wykorzystuje ?

Miłego wieczoru Tomek

wtorek, 5 stycznia 2016


https://obserwatorpolityczny.pl/


Świadectwa udziałowe


          Kiedyś zaczarowano nas zachodnim systemem finansowym wprowadzając do nas system funduszy inwestycyjnych, akcji, świadectw udziałowych czy polis z funduszem emerytalnym. Pamiętam jak jeden z doradców snuł przede mną wizję wielkich zysków poprzez zwiększającą się wartość jednostek uczestnictwa, na które to już pierwszego dnia zamieniono moje złotówki. Pierwsze lata były nawet ciekawe. Widać było przyrost wartości, ale dziś gdybym jeszcze był w systemie płaciłbym rocznie więcej niż miałbym na koniec roku. No i jak zwykle gdy zbliża się czas wypłaty to świadectwa udziałowe mają najniższą wartość. Moje akcje miały kiedyś trzykrotnie większą wartość niż mają dzisiaj. Ale przepraszam czy przedsiębiorstwo (którego mam akcje) zburzono w dwóch trzecich, nie wciąż stoi i ma się nie najgorzej (szczególnie pensja prezesa). Gdy przychodziło do opodatkowania wystarczyło, że na akcjach zarobiłem złotówkę i już musiałem płacić. Gdy straciłem 10.000 złotych nikt mi już nie pomoże. I choć matematycznie straciłem 9999 złotych to jeszcze płaciłem podatek. Wszelkie polisy finalnie dają nam mniej niż wkładalibyśmy w skarpety. No bo opłaty manipulacyjne, prowizje no i ten kurs jednostek uczestnictwa. Pamiętacie program powszechnej prywatyzacji ? Zarobiliście na nim ? Zaiste mądrzy byli ci finansiści co wymyślili jak jeszcze ściągnąć z nas pieniądze. Jak im nie idzie straszą nas kryzysem. Ja pracuje tak jak pracowałem, wydaje tak jak wydawałem więc odp... się ode mnie i sami ponieście skutki kryzysu, do którego doprowadziliście.


Miłego dnia Tomek


poniedziałek, 4 stycznia 2016


HANDEL

         Czas Świąt to okres gorączki zakupów. Na szczęście już za nami. Biedni byliśmy my jako klienci ale biedne taż były ekspedientki i kasjerki w sklepach. Pośpiech to nerwy, a te znajdowały nieraz ujście w kontaktach z obsługą. Stojąc w kolejce zastanawiałem się co zmieniło się od dawnych czasów. Na ile różni się dzisiejsza obsługa od tej pokazanej choćby w filmie "Co mi zrobisz jak mnie złapiesz". I z przykrością dochodzę do wniosku, że niewiele. Tak sklep jest czystszy i kolorowszy. Ekspedientka jest bardziej zadbaną kobietą i wygląda czyściej, ale ja jako klient wielokrotnie wciąż czuje się intruzem. Ot przychodzę do "Kauflandu" i poszukuje orzechów laskowych łuskanych. Pytam panią z obsługi, która odsyła mnie do trzeciej półki. Podchodzę zgodnie ze wskazaniem i znajduję orzeszki ziemne. Wracam z powrotem po wskazanie do tej samej pani, która cierpliwie układa nie wiem dlaczego tak ważne w tej chwili kartony. Odsyła mnie teraz do trzeciej alejki przy paluszkach. Pędzę z wózkiem i znajduję orzeszki w puszkach. No tak ale ja chciałem laskowe łuskane do ciasta. Wracam do mojej pani z informacją, że nie znalazłem a tam gdzie mi pokazała są tylko te w puszce. Bez odrywania się od pracy informuje mnie, że widocznie nie ma. Po co moja bieganina ? Nie można było podejść pokazać. Swoją drogą znaleźć kogoś w supermarkecie kogo można się o coś spytać to sztuka. Inny sklep. Kolejka na stoisku z wędlinami. Obsługuje oczywiście jedna pani. Druga kroi ser trzecia stoi przy rybach gdzie akurat nikogo nie ma. Kolejka przyrasta ale do pomocy jakoś żadna się nie kwapi bo przecież pokrojony ser ważniejszy. Dochodzę w końcu do stoiska cieszę się, że to już moja kolej, ale nie ciesz się człowieku bo właśnie podchodzi jakaś ważniejsza pani z obsługi i zaczyna konwersację na szczęście o służbowych sprawach ale ja czekam i słucham. A stań se pani w kolejce do rozmowy ja też chciałem tylko kawałek pasztetowej. Czekam jednak ja. Te rozmowy częściej jednak mają prywatny charakter i mimowolnie stajemy się świadkami opowieści o wieczornych planach, czy nowej kiecce. Zgubą tych czasów jest też telefon komórkowy. Dotyczy to jednak dwóch stron. Szanuję gdy ktoś uzgadnia listę zakupów z drugą połową, ale stojąc do kasy nie mam ochoty słuchać jak czuje się teściowa sąsiadki w kolejce. Wiem nie mamy wpływu, gdy do nas dzwoni ktoś przed kasą, ale - "przepraszam oddzwonię" - nauczmy się.
        Tak czytam i lekko przesadzam jest trochę lepiej, ale niewiele potrzeba by było naprawdę fajnie. I niech dwie strony pamiętają, że nie są odpowiedzialne za nasz pośpiech i nerwy i nie im należy się nasza wykrzywiona mina, zniecierpliwienie, czy podniesiony głos.

Miłego popołudnia Tomek