czwartek, 27 października 2016

fot. pap.pl


Do strażaków o dodatkach.


            Z zainteresowaniem przeczytałem w ostatnim numerze Przeglądu Pożarniczego wywiad z Leszkiem Suskim Komendantem Głównym PSP pt. "Koniec z uznaniowością". Pod pięknymi słowami, o docenieniu pożarniczego trudu jest jednak pustka i widać wyraźny wieloletni rozbrat ze służbą.  Niewiele jest też w nich troski o pożarnictwo i jego kadrę, szczególnie dowódczą, bo to ona bierze na siebie ciężar realizacji zadań przy wieloletniej zapaści finansowej pożarnictwa. Pan Komendant niesłusznie miesza ze sobą dwa dodatki służbowy i motywacyjny, a właśnie ideą tego drugiego było motywowanie i docenianie strażaków. W rzeczywistości okazywało się to jednak nierealne z uwagi na możliwości finansowe komend , a szczególnie tych mniejszych gdzie nie było odejść na emeryturę, a więc możliwości jakichkolwiek zmian w uposażeniach. U źródła problemu leży nieszczęsny dodatek służbowy. Oto bowiem straż pożarna( i tak opłacana najniżej ze służb)  jest jedyną formacją, w której tak wielkie znaczenie w ostatecznej wielkości uposażenia ma dodatek służbowy. Jego wysokość wynieść może, aż 50% uposażenia zasadniczego. Tymczasem każdy żołnierz doskonale wie ile wynosić będzie jego pensja przy ewentualnym awansie, bo jej wysokość na poszczególnych stanowiskach jest stała. Podobnie z chwilą odejścia na emeryturę doskonale wie jaka będzie podstawa jej naliczenia. Strażaka tymczasem potrafiło się straszyć, że jego przyszła emerytura liczona będzie jedynie ze stopnia i grupy. Dodatek służbowy stał się więc dziwnym wymysłem, którym próbowano ratować niedoskonałości systemu płac (niskie płace w administracji powodujące odpływ kadr i niechęć podziału bojowego do przenoszenia w system ośmiogodzinny pogłębiona przez perspektywę utraty źródła dodatkowego dochodu jakim są nadgodziny), doceniać dodatkowe obowiązki jakim była np. konserwacja sprzętu wynikająca z dodatkowych uprawnień strażaków czy też wyróżniać strażaków za wyróżniająco rzetelne wykonywanie obowiązków. Na dodatek motywacyjny, a więc ten, który miał motywować strażaków zostawało już niewiele. Każdy jednak strażak wiedział i wierzył, że gdy nadejdzie czas rozstania ze służbą, po co najmniej 25 latach, jego komendant wyróżni go maksymalnym dodatkiem (również motywacyjnym). Nie było natomiast koleżeństwa i niesprawiedliwości bo nie było na to pieniędzy. Pan Komendant nie może się jednak pogodzić, że ludzie, którzy dziś odchodzą w "wyniku dobrej zmiany" lub obawy przed nią, a którzy reprezentują kadrę kierowniczą też mają maksymalne dodatki. Pan Komendant chciałby, aby były one konsekwencją zadań wykonywanych poza zakresem obowiązków. A ja się pytam co nie leży w obowiązkach komendantów ? A czy komendant, który w swej wieloletniej służbie zbudował strażnicę, uzbroił "po zęby" w samochody i sprzęt swoich strażaków, a swoją postawą wybitnie zadbał o prestiż swojej jednostki w środowisku lokalnym nie powinien dostać dodatków bo tuż przed odejściem musi np. wybrać zaległy urlop ? To samo dotyczy strażaków. Kto to lepiej zna i widzi, lokalny komendant czy ten z Warszawy. Raczej obawiałbym się, że uznaniowość widziana z Warszawy może polegać na tym samym co przyznawanie przepustek przez Pana Komendanta Głównego w czasach gdy pracował w SGSP (tzn. albo wpisujesz się do pewnej organizacji młodzieżowej, albo nie ma przepustki). Panie Komendancie, albo ufamy swojej kadrze i kontrolujemy jej poczynania, albo sens przyznawania dodatków przez "głównego strażaka" jest zupełnie inny. I jeśli ktoś Panu mówi, że jest to dobre działanie to jest to kłamca i Pana wróg, co nie życzy Panu dobrze. Zmiana siatki płac tak i jak najbardziej. Powinna docenić to co mówił Pan w wywiadzie, ale uznaniowość i środki na nią zostawi Pan lokalnym komendantom. Potem może ich Pan kontrolować.


Miłego popołudnia Tomek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz