poniedziałek, 29 lutego 2016



fot. www.drogeriazagraniczna.pl

Sklepy z towarami z Niemiec


      Niby jesteśmy w Unii Europejskiej, niby trwa swobodny przepływ towarów i usług, a w każdym polskim mieście funkcjonują sklepy z towarami z Niemiec. Co dziwniejsze nazwy wielu produktów  z tych właśnie sklepów powtarzają się na półkach naszych rodzimych sieci sklepów. Towar z Niemiec cieszy się jednak powodzeniem, bo wszyscy wiemy, że pod tą samą nazwą produktu kryje się inny towar. Zwykle jest to produkt jakościowo lepszy i każda gospodyni szybko zauważa różnicę w efektach jego działania. 
     Po pierwsze jak do tego można było dopuścić. Po drugie gdzie są nasi europarlamentarzyści, którzy pozwalają by UE dzieliła się na lepszą i gorszą kategorię. Dla mnie niech kraje zachodnie produkują np. persil na Polskę, ale nikt nie powinien mieć prawa nadawania mu takiej samej nazwy handlowej. Jakoś cicho o naszych europosłach, by wnosili tego typu interpelacje. Rozumiem, że pewne sprawy zapisano już dawno w traktacie akcesyjnym lub są przedmiotem umów parafowanych przez rząd, ale tego typu ustalenia leżą właśnie po stronie parlamentu. Dlaczego pozwalamy wprowadzać limity połowów dorsza dla naszych rybaków na Bałtyku, którym wciska się na podstawie nie potwierdzonych badań, że zmniejsza się jego populacja, gdy tymczasem francuscy, irlandzcy i angielscy rybacy  odławiają w imię ochrony gatunku narybek węgorza po to, by za grube pieniądze sprzedawać go do Chin. Stamtąd wracają już jako sztucznie utuczone okazy (pozbawione smaku). Kiedyś ten właśnie węgorz docierał do polskich rzek i naturalnie je zarybiał. Dziś kupujemy go od Francuzów. Skoro stoimy na straży przyrody to pozwólmy działać naturze. Trafi do nas sam bez pośredników, którzy z pięknymi hasłami na ustach robią kokosowe interesy.  
      Tak więc nasi kochani europarlamentarzyści do roboty w imię obrony polskich i Polaków interesów, bo jedyne o czym głośno to o wysokość waszych zarobków i prawach do przyszłych dożywotnich emerytur.

Miłego wieczoru Tomek

czwartek, 25 lutego 2016

rys. http://mh24.pl/


Reklama telefoniczna

      Każdy z nas słyszał w słuchawce "słodki" głos : nazywam się ..... itd. Niestety ja najczęściej słyszę go wtedy, gdy wracam z pracy i akurat siadam do obiadu. Często też gdy zapadam w poobiednią drzemkę. Głos w słuchawce jest często tak sztucznie miły, że prędzej uwierzę, że pani przed chwilą kogoś zabiła niż w to, że ma dla mnie wspaniałą ofertę. Szczytem było, gdy telefon zadzwonił do mnie w sobotę o 8.01 (widocznie byłem pierwszy na liście). Jak ja wtedy podziwiałem moją Żonę, która w dyplomatyczny i grzeczny sposób poinformowała panią co myśli o telefonach w takim dniu i o takiej porze. Wiem, że to ich praca i szanuje je, jednak nie znoszę uporczywej próby kontynuowania rozmowy pomimo moich podziękowań wypowiedzianych już w pierwszym i powtarzanych w drugim zdaniu.
       Próbuję z tym walczyć na różne sposoby niestety nic nie przynosi efektu. Kiedyś działało pytanie "skąd firma posiada mój numer". Często rozmówca rozłączał się. Dziś jednak to niewiele pomaga, bo nawet gdy zadzwoniono do mnie na numer służbowy pani broniła się, że kiedyś brałem udział w jakimś konkursie i podałem ten numer. W przypadku telefonu służbowego było to niemożliwe, jednak pani brnęła dalej informując mnie o jakieś firmie, która udostępniła moje dane, a o której pierwszy raz słyszłem. Odnalezienie jej później w internecie okazało się niemożliwe.
      Boli mnie jedno. Nasi politycy tak pięknie udają jak walczą o nasze prawa. Obiecują gruszki na wierzbie. Nie potrafią jednak zadbać o nasze podstawowe prawo do wolności i odpoczynku, które "przemiłe" panie z telemarketingu nam zabierają.

Dobrej nocy Tomek

środa, 24 lutego 2016



JEDYNKA

    Skoro w naszej telewizji trudno dziś o rosyjskie filmy z przyjemnością skorzystałem z obejrzenia w internecie wojennego filmu "Jedynka". W dzieciństwie obejrzałem ich wiele i pamiętam obraz radzieckiej propagandy, w której bohaterski radiotelegrafista, choć nieprzytomny, wystukiwał palcem meldunek i dopiero po odebraniu go mógł spokojnie umrzeć. Jednak ciekawiło mnie jak pokazują Rosjanie wojnę dzisiaj. Tym bardziej, że akcja toczy się w Polsce w roku 1944, a więc w czasie gdy na arenie międzynarodowej trwała batalia o przyszły "kształt" naszej ojczyzny. Przy moście, którego obrona jest zadaniem radzieckich żołnierzy pojawiają się też AK-owcy (nowość w rosyjskim filmie), którzy mają akurat odwrotne zadanie czyli zburzenie mostu w celu uniemożliwienie zajmowania polskich terenów przez Armię Czerwoną. Za mostem znajduje się klasztor, w którym polska zakonnica opiekuje się grupką ocalałych dzieci. Filmu opisywać już nie będę, by nie psuć wam być może przyjemności oglądnięcia.  Chciałbym jednak zauważyć nowe spojrzenie rosyjskiego kina. 
     Pierwsze co mnie zaskoczyło to Rosjanie w filmie przyznają się do zamordowania na początku wojny ojca jednego z chłopców. Stąd jego uzasadniona nienawiść do Armii Radzieckiej. Wprawdzie nazwa Katyń nie pada (dla nas jest w domyśle), ale czegoś takiego jak przyznanie się do zamordowanie Polaków w czasie wojny w rosyjskim filmie jeszcze nie słyszałem. Wprawdzie oficer polityczny szybko rewanżuje się opowiadając jak traktowano go i jego kolegów w polskim więzieniu po wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 roku, ale nie brzmi to jak oskarżenie, lecz jako zrównoważenie win po obu stronach. Gdy więc dochodzi do spotkania Rosjan i AK-owców on pierwszy zamierza ich rozbrajać traktując jak wroga. Jednak zarówno po jednej jak i po drugiej stronie są ci rozsądni i ci "nawiedzeni". Przyznam się, że byłem pod wrażeniem. W czasach "putinowskiej" propagandy nie spodziewałbym się takiego filmu a proszę. Oczywiście trzeba się nastawić do podziwiania bohaterstwa i heroizmu radzieckich żołnierzy, ale od tego jeszcze długo nie uciekną.
        Jak napisałem treści filmu nie opowiem. Film jednak chciałem polecić wszystkim. Szczególnie zaś tym, którzy walczą z upamiętnieniem rosyjskich żołnierzy poległych na naszej ziemi. Również kpt. Diaczenki, o zmianę nazwy ulicy jego imienia rozpoczęła się batalia w Elblągu. W filmie jest dokładnie tak jak pisałem we wcześniejszym poście na blogu, jeden polityczny, reszta zwykli żołnierze. Nie odbierajmy więc im należnej chwały.

wtorek, 23 lutego 2016

http://www.tvmorag.pl/

  Przetargi

     Raz po raz słychać w kraju o ustawianych przetargach. W części przypadków ma to z pewnością podłoże korupcyjne, a intencją kupującego jest dokonanie zakupu z osiągnięciem własnej korzyści. Ktoś taki powinien mieć dożywotni zakaz sprawowania funkcji publicznych niezależnie od wyroku. Bywają jednak sytuacje, że kupującemu przyświecają jak najlepsze intencje, ale traktowany będzie na równi z przestępcą. Jak to możliwe? Zwyczajnie. Wyobraźcie sobie, że sprawę zakupu samochodu dla Waszej rodziny powierzacie jakiejś osobie, choćby najbardziej zaufanej przyjacielowi. Ma kupić niedrogie i dobre auto. Stawiacie jeden warunek. Ma przeprowadzić postępowanie przetargowe. I myślę, że na tym skończyła się wasza przyjaźń. Biedny mówią dwa razy traci. Prawda. Kupując najtańsze auto inwestor przez chwilę się ucieszy, bo wydał niewiele. Jednak już po krótkim czasie zacznie narzekać na parametry użytkowe auta, a w dłuższej perspektywie na usterki, wadliwość, koszta eksploatacji i napraw po to by w końcu przekląć przyjaciela. Jeśli więc ma wam kupić dobre auto musi określić parametry zakupu. Kalkuluje więc na co go stać, po czym zaczyna pisać SIWZ (parametry zamówienia), które zwykle podporządkowane są pod konkretne auto. Pokażcie jakiemuś dilerowi samochodowemu jakiekolwiek SIWZ na zakup samochodu a on powie wam jaki samochód ma być kupiony. W tym momencie pojawiają się "życzliwi", którzy doniosą, że przyjaciel, który ma wam kupić samochód dogadał się z dilerem i będzie miał z tego działkę. Jak mu nie uwierzycie "przyśle" CBA, które potwierdzi, że przetarg był robiony pod jedną markę i po waszej przyjaźni. Tak czy inaczej ogłaszając przetarg wybór oznacza utratę zaufania. W praktyce więc kierownicy jednostek budżetowych zrobią wszystko by uniknąć kłopotów. Ustalają najczęściej kryterium ceny. (dziś już nie można) i kupują towar, na który wszyscy potem narzekają przeklinając szefa. Mają jednak święty spokój. Jeśli zrobią inaczej ryzykują wyprowadzenie w kajdankach i odzyskanie czci góra za kilka miesięcy, gdy ich stanowisko piastować już będzie ktoś inny. Gdzie więc leży problem. Przede wszystkim w założeniach, że szef urzędu nie będzie uczciwy i będzie chciał osiągnąć korzyść. A paradoksalnie właśnie obwarowanie różnymi kryteriami "uczciwości" prowadzić będzie do nadużyć. Przykład prosty ustalcie w firmie normy zużycia paliwa na 100 km. a gwarantuje, że za każdym razem pojazd będzie zużywał benzynę wg. normy, co przecież jest niemożliwe bo samochody poruszają się w różnych warunkach jezdnych i pogodowych. Kiedy zapytałem się Szwedów jak radzą sobie z rozliczaniem paliwa odpowiedź brzmiała prosto: "jakie rozliczanie, jaka karta drogowa, samochód jedzie do stacji i tankuje do pełna , bo widocznie tyle paliwa zużył". Tam człowiekowi się ufa i dzięki temu nie tworzy niepotrzebnych papierów. Spróbuj jednak oszukać a zostaniesz solidnie ukarany i napiętnowany przez całe społeczeństwo.


Miłego wieczoru Tomek.

poniedziałek, 22 lutego 2016

''Łupaszka'' i jego żołnierze sfotografowani w 1945 r. gdzieś na Białostocczyźnie. Od lewej: ppor. Henryk Wieliczko ''Lufa'', por. Marian Pluciński ''Mścisław'', mjr Zygmunt Szendzielarz ''Łupaszka'', plut. Jerzy Lejkowski ''Szpagat'', ppor. Zdzisław Badocha ''Żelazny'' (Fot. LASKI DIFFUSION/EAST NEWS)


Żołnierze Wyklęci

       W ubiegłym tygodniu pisałem o wniosku dotyczącym zmiany nazwy ulicy w Elblągu z kpt. Diaczenki na mjr. Zygmunta Szyndzielorza pseudonim "Łupaszka". Dziś druga część dotycząca proponowanego nowego patrona ulicy. 
      Żołnierze Wyklęci - tragiczne postaci polskiej historii. Nigdy nie będę kwestionował ich patriotyzmu i oddania sprawie Polski niepodległej. I w tej formule są bohaterami naszej ojczyzny. Jednak szukanie wśród nich osób, których imieniem powinniśmy nazywać ulice, skwery czy nadawać imię szkołom niesie ze sobą już sporo kontrowersji i nigdy popierać tego nie będę. Okres działalności Żołnierzy Wyklętych podzielić można na dwa etapy ten wojenny i ten powojenny. W pierwszym (upraszczając) walczyli mając nadzieję, że zajmując miasta i tereny uchronią je przed przyszłą sowiecką okupacją. Drugi powojenny to nadzieja na zmianę biegu historii, wybuch III wojny i nowy porządek świata. Zwłaszcza ten drugi okres jest trudny w historycznej ocenie, bo prócz walki z radzieckim okupantem mnóstwo w nim przykładów na zbrodnie Żołnierzy Wyklętych jak choćby ta w Dubinkach, dokonana wbrew rozkazom przełożonych, przez oddział "Łupaszki", gdzie najmłodszą ofiarą było dwumiesięczne dziecko. Z niedalekiej miejscowości pochodzi moja żona i tam starsi ludzie do dziś czują strach na wspomnienie o "Łupaszce".
       Dziś żyjemy w świecie wymiany informacji, która świat obiega w ciągu chwili i trudno cokolwiek ukryć przed opinią publiczną. Wtedy walczący żołnierze AK-owcy nie mieli świadomości i pojęcia, że losy Polski są już dawno przesądzone w Jałcie. A postępowanie zachodnich polityków prowadziło tylko do niepotrzebnych zbrodni i ofiar po jednej i drugiej stronie. Jak wspominają podwładni w oddziale "Łupaszki" np. Paweł Jasienica nie wszyscy mieli wiarę w słuszność swych działań i wiarę dowódcy w zmianę porządku świata. Odchodzili od oddziału i nie było to z pewnością tchórzostwo, bo wojna zahartowała ich wszystkich w boju. Tragiczny był los tych żołnierzy, bo nie dziwię się im, że nie wierzyli, że ujawniając się nie trafią do więzienia lub nie skazują się na karę śmierci. Literatura wspomina, że proponowano im emigrację, która wydawałaby się najlepszym rozwiązaniem. Jak tu jednak zaufać ówczesnej władzy. 
      A co do zachodnich polityków w tamtym okresie. W sobotę po raz kolejny obejrzałem "Enigmę". Na tle wojny i rozszyfrowywania enigmy pokazano wątek miłosny, w którym ginie miłość głównego bohatera. Dlaczego ? Bo poznała jedną z pierwszych rozszyfrowanych wiadomości, która mówiła o wykryciu zbiorowego grobu ofiar Stalina w Katyniu. Rząd brytyjski postanowił to przemilczeć. Nie wolno było mówić o zbrodni popełnionej przez Radzieckiego alianta. Nie wiadomym było również jak zachowają się Polacy walczący po jednej i drugiej stronie frontu. Do anglików jakoś pretensji nie mamy a tragizm postaci Żołnierzy Wyklętych to zasługa właśnie takiego przemilczania historii i ukrywania wiadomości, które nie są w interesie innych rządów. Co im przeszkadzało, że polscy AK-owcy giną z nowym powojennym wrogiem zachodu. Przecież to nie ich obywatele.


Poniżej kilka linków traktujących o tej niechlubnej stronie Żołnierzy Wyklętych
http://okres-prl.blog.onet.pl/2012/03/02/zbrodnie-zolnierzy-wykletych-mordowaligwlacicli-rabowali/
http://opolandia.redblog.nto.pl/2009/03/24/oficer-z-krwia-dzieci-na-rekach/
http://www.tygodnikprzeglad.pl/kto-zaplaci-za-zbrodnie-podziemia/

Dobranoc Tomek

czwartek, 18 lutego 2016




Ulica Diaczenki



       Dziś na sesji Rady Miasta jedna z radnych zaproponowała zmianę nazwy ulicy w Elblągu z ul. Kpt. Diaczenki na ul. Łupaszki. Tym samym Elbląg wpisujemy w antyrosyjską retorykę, której skutki gospodarcze właśnie odczuwają na granicy elbląscy przewoźnicy. Pytam się po co ? Rajd czołgów kpt. Diaczenki jest faktem i choć trwają dyskusję u samych historyków i wojskowych nad jego przebiegiem, sensem i skutkami militarnymi to na trwałe zapisał się w lokalnej historii. Elbląg zdobywała armia czerwona i jej żołnierze ginęli tutaj niejako w kolejnym przystanku drogi na Berlin. Walczący z hitlerowcami żołnierze nie interesowali się polityką. Myśleli o swej ojczyźnie, swoim życiu, pokonaniu Hitlera i jak najszybszym powrocie do swoich domów. I z taką ideą przyszło im niejednokrotnie zginąć. Nie szanowali tych terenów, kradli, palili, bo nie była to ich ojczyzna. Tak przez wieki zachowywali się zwycięzcy w każdej wojnie. A co do szacunku dla publicznej własności to niewiele się w tym zakresie w rosyjskiej mentalności zmieniło. Politycy wkraczali później. W biografii Diaczenki nie ma wątków komunistycznych (chyba, że tak jak wszystkich Polaków żyjących w PRL nazwać komunistami). Nie walczył z AK. To po prostu żołnierz. Nazwanie kiedyś jego imieniem ulicy miało na pewno wydźwięk propagandowy, ale podparty historią. Zostawmy więc go w spokoju i nazwę ulicy również. Szanujmy też tych, którzy zginęli na naszym terenie w walkach, może nie o Polskę, ale przeciw hitlerowcom. Jeśli nie to już się boję, że za kilka lat usuniemy ze starego miasta pomnik Piekarczyka bo okaże się, że był rosyjskim imigrantem. 


Miłego wieczoru Tomek.
      

środa, 17 lutego 2016




Wałęsa-Bolek



      Kiedyś mądry ksiądz nauczył mnie przesiewać informację przez trzy sita. Pierwsze, czy to jest prawda? Drugie, czy to jest dobre? Trzecie, czy jest mi to do czegoś potrzebne? Tak samo podchodzę do wszystkich informacji-sensacji, które dotyczą Wałęsy. Nikt nie kwestionuje przecież tego, że Wałęsa to znak rozpoznawczy Polski na całym świecie. Pytasz Polska ? Słyszysz Jan Paweł II i Wałęsa. To autorytet, którego zapraszają na wykłady znane światowe uczelnie. Honorowy Obywatel wielu miast, w tym i mojego Elbląga, z czego jestem dumny. Zaskoczę jednak wszystkich, bo w życiu głosowałem na niego tylko raz, gdy stanął do drugiej tury wyborów prezydenckich a jego rywalem był Tymiński. Naraziłem się przez to wielu moim znajomym, ale o dziwo, to oni dzisiaj mają do niego więcej żalu i pretensji. Oni również chcą Go rozliczyć z jego "agenturalnej" przeszłości. Ja mam żal tylko o to, że kiedy padł stary system nie pozostał honorowym przewodniczącym "Solidarności", bo w tej roli do dziś wypowiadałby się jako autorytet. Wolał wejść do polityki i dziś ponosi tego konsekwencje. Wracając do trzech sit. Po pierwsze nie wiemy na pewno czy był TW czy nie. Poza tym już kiedyś pisałem co myślę o dokumentach dawnej bezpieki, metodach ich szantażu i pozyskiwania TW. Kto nie żył w tamtych czasach i ich nie czuje i tak nie zrozumie, że strach był taki, że w obronie rodziny lub w strachu przed ujawnieniem niewygodnych faktów z życia prywatnego ludzie podpisywali różne rzeczy. To, że Wałęsa był przywódcą strajku jest jednak faktem a nie domysłem. Po drugie, czy ujawnianie ewentualnej agenturalnej przeszłości Wałęsy jest dobre. Myślę że tylko dla tych, którzy osiągają z tego tytułu polityczne korzyści, są zawistni lub też po prostu nienawidzą za takie lub inne sprawy Wałęsy. Po trzecie czy to jest dobre ? Czy potrzeba nam i światu usłyszeć, że Wałęsa był TW ? Co dobrego z tego płynie ? Upaść ma kolejny autorytet ? Zyskamy uznanie w świecie? Ma ktoś nam udowodnić, że okrągły stół, a raczej uzgodnienia dotyczące miejsca ludzi starego systemu w nowej rzeczywistości politycznej wynikały z szantażu ? Poniekąd wszyscy czujemy, że był to swego rodzaju układ (wynikający z szantażu czy nie), ale dzięki temu ominęliśmy rewolucję, a w kraju nie polała się krew. Wolę zapłacić taką cenę niż opłakiwać stratę kogoś bliskiego kto poszedł na barykadę. Czas na rozliczenie przeszłości dawno minął, ale gdyby nawet w tamtym czasie znalazły się dowody "słabości" Wałęsy to w interesie nas wszystkich powinny być zniszczone raz na zawsze. Wszyscy muszą się zgodzić, że dziś nie służy to niczemu innemu jak tylko skłóceniu narodu w imię własnych interesów. 
         Coraz częściej słychać dziś głosy, że należy cenzurować wypowiedzi, a wręcz karać ludzi, którzy szkalują "żołnierzy wyklętych" czy godzą w dobre imię narodu. A czy godzenie w Wałęsę naszego uznanego na świecie symbolu walki z komunizmem nie jest tym samym ? Tak wszystko zależy, po której stronie barykady stoimy, bo jak zwykle zapominamy, że po jednej i drugiej stronie jest przecież POLSKA. 

wtorek, 16 lutego 2016

fot. http://menstream.pl/


        Kiedy przeczytałem ile państwo polskie musiało w roku ubiegłym wypłacić odszkodowań dla osadzonych to złapałem się za głowę. Odszkodowania wypłacane sa przede wszystkim za nie spełnienie norm zaludnienia, ale płacono również za złe wyżywienie , osadzanie w jednej celi więźniów, którzy nie mogą być ze sobą, czy nawet brak dostępu do badań lekarskich. Rzeczywiście chce się zapytać, a kto wypłaci odszkodowanie pacjentom za łóżko na korytarzu, kolejkę do świadczeń lekarskich, beznadziejne wyżywienie w szpitalu czy wiele wiele innych. Osobiście jestem zwolennikiem kategoryzacji więzień. Najprościej na takie, w których już samo wyizolowanie jest karą dla sprawców wypadków, oszustw, alimenciarzy czy sprawców tzw. drobniejszych przestępstw oraz takie, gdzie karą będzie nie tylko wyizolowanie, ale również brak dostepu do wielu przysługujących dziś więźniom przyjemności, a pełnoprawne wyżywienie dostaje sie pod warunkiem wykonywania prac gospodarczych wewnątrz ZK oraz na rzecz innych podmiotów bez możliwości opuszczania zakładu ot choćby takich jak pranie pościeli dla domu opieki społecznej. I wszystko wydawałoby sie proste gdyby nie to, że do spełniania norm, jak na wstepie, zobowiązują nas przepisy europejskie. Rada Europy powołała zaś specjalny organ komitet CPT do sprawdzania przestrzegania "Europejskiej konwencji o zapobieganiu torturom oraz nieludzkiemu lub poniżającemu traktowaniu albo karaniu". Można więc mieć różne pomysły i wykrzykiwać różne populistyczne hasła ale póki jesteśmy w UE nic z tym nie zrobimy, a koszty odszkodowań przekroczą koszta budowy nowych więzień. Na renegocjacje w tym zakresie myślę, że jest za późno. Cóż więc nam pozostaje ? Skoro główną przyczyną wypłaty odszkodowań jest przekraczanie norm zaludnienia roziązaniem jest połączenie zwiększania wyroków o ograniczeniu wolności ("obroża") z ... nieuchronnością i konsekwencją w egzekucji kar. Tak tak. Tylko nieuchronność kary będzie gwarancją na strach przed przestępstwem. Im częściej będziemy słyszeli o wyrokach, w których tak jak dziś główny podejrzany w aferze informatycznej w MSW dostaje wyrok w zawieszeniu tym bardziej możemy spodziewać się kolejnych urzędników gotowych zaryzykować, bo w razie czego tylko "zawiasy". Dam przykład (akurat nie kryminalny): młody chłopak jedzie bez biletu, łapią go, zostaje ukarany grzywną, której oczywiście nie płaci, nie zarabia więc nie ma z czego ściągać, komornik nie ma co zabrać a wizja ściągnięcia należności po podjęciu pracy jest tak odległa, że nikt o niej nie myśli, czy ten młody chłopak powie swoim kolegom pod blokiem kupujcie bilety ? raczej jutro bez biletów będzie jeździło już trzech młodych ludzi. Tak samo jest z przeludnieniem więzień. Co do reszty dziś pomysłów nie mam i powtarzam choć mnie to boli musimy wypełniać europejskie zobowiązania. I tak tylko czasem myślę czy przypadkiem Korwin Mikke nie ma racji, że lepszą karą dla człowieka popełniającego drobne przestępstwo nie było by pięć pasów wymierzonych publicznie w centralnej części miasta zamiast demoralizującego pobytu w więzieniu.


Miłego wieczoru Tomek.

poniedziałek, 15 lutego 2016


IN VITRO



      Nie lubię wyrażać swojego poglądu na pewne sprawy jeśli wcześniej chociaż trochę na ten temat nie poczytam. Kiedy dochodzi do dyskusji na temat in vitro jako metody leczenia niepłodności okazuje się, że tylko niewielu wie na ten temat coś więcej. Wypowiadamy się najczęściej hasłowo powielając wcześniej wypracowany przez innych pogląd. Ci którzy są za najczęściej powołują się na nieszczęście par nie mogących mieć dzieci. Ci drudzy mówią o zabijaniu zarodków i ewentualnie Woli Bożej. Co ciekawe w tej pierwszej grupie jest wiele osób, które uważają się za wierzące. A czy wiecie jakie podejście do tej metody mają inne kościoły i wyznania niż rzymsko-katolickie ? Otóż większość wyznań i kościołów dopuszcza tę metodę ale obostrzając ją pewnymi wymogami. Po pierwsze dopuszczają zwykle do tego by zapładniana była laboratoryjnie tylko jedna komórka jajowa i sprzeciwiają się by tworzono i przechowywano zamrożone zarodki nadliczbowe bez wyraźnego celu późniejszej implantacji do organizmu matki. Cerkiew prawosławna do tego wskazuje, że metoda ta dopuszczana jest wówczas gdy brak dzieci zagraża kryzysem i rozpadem małżeństwa. Przyznam, że jest to zbieżne z moim poglądem. Jednak wyrażam go jako osoba wierząca, która nie rozumie do końca medycznej strony metody, ale wierzy, że chęć posiadania dzieci wyraża miłość dwojga ludzi, którym trudno jest uwierzyć, że dziecko urodzone tą metodą dostanie życie wbrew woli Boga (bo nie udało się to metodą naturalną). Myślę, że kiedyś potępiano podobnie transfuzje, transplantacje i w ogóle medycynę rozumując, że wolą Boga była śmierć danej osoby. Myślę, że u źródła wszystkiego stać zawsze powinna miłość jako największy dar dany nam przez Boga. Jeśli dziecko ma być owocem tej miłości to nieważne jak poczęte będzie dane przez Boga. Nasze poszanowanie jego woli ma wyrażać się tym by nie tworzyć zbędnych embrionów, bo nikt z nas nie wie kiedy możemy już mówić o człowieku. Choć tak przy okazji to kto wie czy kiedyś ludzkość nie doświadczy jakiegoś wirusa lub zmian genetycznych zawinionych przez samych siebie, które uniemożliwią rozmnażanie i tylko przechowywane zamrożone embriony nie będą jedynym sposobem na podtrzymanie gatunku (ale to już temat na film SF). 
     I na koniec. Prawdą jest to, że im bardziej przyjęty będzie model poźnodojrzewających par, dla których najważniejszym będzie "wyszaleć się"  za młodu, z wyraźnym celem na unikanie ciąży wszelkimi metodami farmakologicznymi, tym bardziej będziemy mieli problemy z niepłodnością. Skoro przez lata organizm kobiety bronił się przed zajściem w ciążę tym bardziej "zapomniał", że taka jest jego natura. Znam kilka małżeństw, które broniły się po to by z czasem walczyć z problemem. Na szczęście wielu z nich się to udało. Także pozwólmy działać naturze w wieku do tego przeznaczonym, a nie "na ostatni gwizdek".


Miłego wieczoru Tomek

czwartek, 11 lutego 2016


fot. http://infookno-biznes.pl/

Polska "B"




      Troszkę mnie nie było, ale każdy ma prawo do odpoczynku. Podziwiałem piękno polskich Karkonoszy, podejrzałem jak żyją nasi południowi sąsiedzi. Przyszedł jednak czas powrotu. Wsiadłem po 30 latach do polskich kolei i ruszyłem w drogę. Podglądanie Polski z okien pociągu to naprawdę wspaniała sprawa. Już sam nowoczesny wagon Intercity pokazuje ile się w tym kraju zmieniło (tylko te toalety). Za oknem widać to jednak zdecydowanie  lepiej, z jednym ale. Od 1998 roku po reformie administracyjnej Polska prowadzi jedynie politykę metropolitalną. Rozwijają się tylko stolice województw, ewentualnie miasta, które obroniły u siebie siedziby Urzędów Wojewódzkich i Marszałkowskich. Pozostali skazani są na prowincjonalizację. Szukanie szans rozwoju w środkach unijnych to tylko mydlenie im oczu. Pytam się a co będzie gdy środki unijne się skończą ? U góry zamieściłem zdjęcie dworca PKP Wrocław. Byłem tam 30 lat temu. Smród, brud i ubóstwo. A dziś ? Aż w poczekalni miło spocząć czekając na swój pociąg. Odnowione perony, świeży zapach, nowoczesne składy pociągów. Wokół dworca lśniące fasady nowoczesnych lub odnowionych budynków. Mieniące się światła uporządkowanych reklam. Podobnie w każdym z miast wojewódzkich, które mijałem po drodze. W pozostałych miastach czas zatrzymał się jednak w miejscu tak jak zegary w Jeleniej Górze, z której ruszałem. Metropolie to piękne budynki, mnóstwo nowych zakładów. Gdzie indziej odpadające tynki na budynkach, stare elewacje i typowa zabudowa popegeerowska. Nie ma się co dziwić, że ludzie tam mieszkający mają żal, że system o nich zapomniał i wybiorą każdego kto obieca więcej. Ja też mam tego dość. Kiedy likwidowano nasze województwo obiecywano złote góry. Prawda jest jednak taka, że chwała naszym samorządom, że w tej biedzie umiały tyle zrobić dla naszego miasta bo w Warszawie dawno o takich miejscach zapomniano. Nie mieliśmy szczęścia do polityków, dla których buduje się dodatkowe perony i wyznacza nowy przystanek dla przejeżdżających ekspresów. Tylko to nie ma na tym polegać. Państwo musi się dzielić z mniejszymi ośrodkami, a nie prowadzić politykę, w której podatki z największych zakładów w mieście odprowadzane są tam gdzie pieniędzy zbywa. W krótkim czasie wyludniają się takie miasta jak moje, bo nasze dzieci będą stąd uciekać. Co im mamy zaoferować ? Mają rację ludzie, którzy piszą, że to świetne miejsce dla emerytów. Parę sklepów i cisza na ulicach po godzinie 19. I tylko dzięki pasji niektórych ludzi od czasu do czasu zawita do nas "wielki świat". Mówią bierzcie sprawy w swoje ręce, ale nawet gdy będę chciał potrzebna jest infrastruktura, którą zapewnić musi państwo (rozumiane również jako samorząd z odpowiednimi możliwościami). Bez tego nie zawita tu żaden inwestor a Polskę dzielić będziemy z czasem już tylko na Polskę "A" i ..."C".

środa, 3 lutego 2016



Dbaj jak o swoje



        Nie znoszę widoku jak w samochodzie uchyla się boczna szyba i po chwili wylatuje przez nią niedopałek. Jeszcze gorzej gdy jest to puste pudełko po papierosach. Zdarzyło mi się raz podnieść takie pudełko i oddać kierowcy mówiąc "coś pan zgubił" przyznam, że kierowca był zaskoczony i odebrał pudełko, ale pewnie mogłem trafić gorzej. Podobnie jest ze śmieciami, które niejednokrotnie spotykam porzucone w workach przy drodze. Dlaczego potrafimy nie robić takich rzeczy na własnej posesji ale już za bramą czystość nas nie obchodzi. Czyż nie jest przyjemniej iść czystym chodnikiem i podziwiać uroki naszych miast. Dlaczego nie chcemy też zrozumieć, że i tak za sprzątanie zapłacimy wszyscy. Ciekawe jak czułby się taki "śmieciarz" jak ktoś zrobi grafiti na jego świeżo odnowionej elewacji. Winni będą wszyscy, a policjanci do niczego bo nie potrafią złapać sprawcy. A przecież to "dobro" właśnie do niego wróciło. Czytałem, że kiedyś podobny problem miał Singapur. Wprowadzono wtedy olbrzymie kary za zaśmiecanie, nawet za zwykły papierek od lizaka rzucony przez dziecko. Dziś kar już nie ma, ale wychowało się pokolenie, któremu nawyk nie śmiecenia już pozostał i zaszczepiają go swoim dzieciom. Może więc jeśli przy drodze znajdziemy worek ze śmieciami warto by ustalić właściciela i "uświadomić" mu, że jednak warto mieć swój pojemnik a nie brudzić na koszt nas wszystkich. Tylko komu się będzie chciało...


Miłego dnia Tomek

wtorek, 2 lutego 2016



HIGIENA


       Przeczytałem ostatnio ze śmiechem,że przysłowie "częste mycie skraca życie" ma jednak w sobie coś prawdy. Otóż okazuje się, że w naszym organizmie występują te dobre bakterie , które są niezbędne do zachowania równowagi w naszym ciele. Stąd okazuje się, że kanapka podniesiona z ziemi i na szybko wyczyszczona czy też nie umyte ręce przed jedzeniem w dzieciństwie wcale nie były takie niezdrowe. Niektórzy jednak tę dbałość o zachowanie równowagi w naszym organizmie pojęli chyba w sposób niewłaściwy. I tak, jak w zeszłym tygodniu przygadałem lekko nauczycielkom, tak w tym tygodniu chcę dołożyć panom. Niestety to my mężczyźni, a raczej wielu z nas nie chcemy przyjąć, że to po prostu wstyd i traci na tym nasza męskość. "Szybki prysznic" czyli dezodorant na spocone ciało to nie świeżość tylko wstyd. Trudno mi też uwierzyć w tłumaczenie, że ja mam taki śmierdzący pot. Tak są tacy, ale jest ich niewielu. Sam nie jestem szczupły i wiem, że muszę wymagać od siebie więcej, ale nawet jak się spocę to wchodząc pod prysznic daleko mi do smrodu. I drogie Panie nie ma tolerancji dla waszego nieświeżego pana. Jeśli odpuścicie mu na początku to potem będzie za późno. Dużo Wam w tym względzie zawdzięczamy. Z czasem wchodzi to w krew. I kiedy po porannym prysznicu próbuję ubrać wczorajszą koszulę to już sam poczuje, że się do niczego nie nadaje. Wrażliwą sprawą jest też mycie rąk po jakiejkolwiek toalecie. Kiedy zdarzy mi się to w supermarkecie i podglądam panów, którzy po zapięciu rozporka pędzą bez zatrzymania by macać twarde pomidory to mi się niekiedy odechciewa warzyw. Marzyłbym by wymyślono lustro, w którym widać nie tylko fryzurę ale również zapach to może i przyjemniej byłoby jeździć latem autobusem. 


Miłego i pachnącego dnia Tomek

poniedziałek, 1 lutego 2016

500 złotych na dziecko


        Może zaskoczę niektórych, ale chwała PiS-owi, że próbuje zrobić cokolwiek w kwestiach demograficznych. Nie zapominajmy jednak i napiszmy sprawiedliwie, że poprzednicy zmienili zasady urlopu macierzyńskiego na korzyść przyszłych matek. Problem jest istotny nie tylko z tytułu wypłacalności przyszłych emerytur, bo nie zapominajmy, że za sprawą postępu zmienia się wydajność pracy a i w wielu miejscach zastępują nas roboty. Dzisiaj uświadomiliśmy sobie jednak inne zagrożenie czyli islamizację Europy (swoją drogą filmik wskazujący na ten problem chodził w internecie ok. 5 lat wcześniej ale nikt nie brał go na poważnie). Pytanie jednak brzmi: drogie Panie oby przyszłe Matki czy te 500 złotych zmotywuje Was do macierzyństwa ? Której się nie spytam odpowiedź brzmi nie. Gdzie więc jest problem ? Moim zdaniem to egoizm i konformizm młodego pokolenia. Gdy kiedyś młodzi ludzie brali ślub, to pomimo tego, że startowali gdzieś w małym pokoiku u rodziców, a perspektywy mieszkaniowe były odległe to jednak w naturalny sposób akceptowali ciąże i macierzyństwo na paru metrach kwadratowych. Los (Bóg) jakoś jednak im pomagał pojawiało się mieszkanie zakładowe, spółdzielcze, mały kąt w mieszkaniu babci i dzieci rosły. Jakoś było miejsce na zabawę, bo nie ma pokolenia, które nie chciało się bawić. I najważniejsze na matkę z odchowanym już malcem, który trafiał do przedszkola czekał wciąż ten sam etat i ścieżka kariery. Dziś młodzi gubią okres pomiędzy 20 a 30 rokiem życia. Po pierwsze nasi mężczyźni dojrzewają później, nie uciekają przed wojskiem, a środki antykoncepcyjne i "natrętność" (nie gniewajcie się porządne dziewczyny) gotowe dla tych młodych egoistów faszerować się wszelką dostępną chemią utrwalają model samotnego chłopaka. Kiedyś tak czekał bo przecież dopiero po ślubie a dziś ...po dyskotece. Po drugie nasze dziewczyny-matki nie mają gwarancji powrotu na swoją ścieżkę kariery. Po macierzyństwie startują właściwie od nowa jeśli jeszcze miały do czego wracać. Tak więc ślub koło 30, utrata pozycji w firmie no i jeszcze organizm zachwiany hormonalnie, bo choć teraz można to jakoś nic z tego nie wychodzi.
Co więc zmieni nasze 500 złotych ? Moim zdaniem niewiele, ale fajnie, że będzie, bo dziś dowiadujemy się, że podobne systemy już dawno mają inni. Ważniejsze jednak są sprawy, o których pisałem wyżej. Tak więc dziewczyny szanujcie się, nie faszerujcie byle czym a chłopaki uwierzcie, że czekanie to większa radość i nagroda. Potem zaś większy szacunek do tej jedynej.


Miłego wieczoru Tomek