czwartek, 13 października 2016




Dobro wspólne


      Wyobraź sobie, że jesteś członkiem spółdzielni mieszkaniowej. Spółdzielnia całkiem nieźle przędzie. Powoli modernizowane są budynki, drogi osiedlowe, place zabaw. Opłaty są dość wysokie, ale jakoś sobie radzisz. Tylko ten prezes. Ma willę, ekstra samochód, włóczy się po najlepszych knajpach, no i wszyscy wykonawcy to jego kumple. Skojarzenia oczywiste, wszystkie zlecenia nie są dziełem przypadku. Tylko my chcielibyśmy niższych opłat i obciążeń dla domowego budżetu. Nadchodzi walne zebranie i do wyborów staje jeden z mieszkańców. Taki niepozorny, niemajętny, ale taki co pięknie potrafi krytykować obecnego prezesa. Wytyka wszystko o czym pisałem wyżej i obiecuje świetlaną przyszłość, która zacząć się ma od ulg w opłatach dla zadłużonych, bo przecież jak "wyjdą na prostą" to będą już rzetelnymi płatnikami i wspólnie pomnażać będą majątek spółdzielni. Kogo wybierzecie ? Ciekawe, że jeśli powierzyć byś miał w zarząd swój majątek to zastanowisz się dwa razy bardziej. Tylko gdy rozmawiamy o majątku spółdzielni to jakoś trudniej utożsamiać się z tym, że to wspólny majątek i z naiwną wiarą w uczciwość krytykanta to jemu powierzamy spółdzielnię. Oczywiście głosowali na niego wszyscy zadłużeni. Ulgi są, ale na kredyt. Płacimy za niego wszyscy, ale ci zadłużeni nie wychodzą na prostą i nie dokładają się do majątku. My zaś płacimy stare opłaty i ponosimy koszta kredytu. Wszystkie stanowiska w spółdzielni obsadzają Ci co na zebraniu krzyczeli najwięcej. I tak nauczyciel zostaje dyrektorem technicznym a bibliotekarz księgowym. Pracownicy pozostają ci sami i całe szczęście bo jest komu poprawiać błędy szefów. Kontrahenci są już wszyscy nowi, ale wdzięczność (i jej metody) wobec prezesa i jego ludzi pozostaje nie zmieniona. Tylko potrzeby nowych ludzi większe, bo przecież nic nie mieli. Wszyscy zachowują lojalność wobec prezesa, bo to jest gwarancją ich stanowiska. Gotowi są sprzedać najlepszego fachowca hydraulika czy elektryka, bo ten skrytykował nową inwestycję szefa. Wszyscy jeż uprzejmie donoszą na tych co krytykują nowego prezesa. Dług spółdzielni rośnie, opłaty rosną, a inwestycje się skończyły. A wszystko dlatego, że nie pamiętaliśmy, że to dobro wspólne. Cudzym majątkiem, bo to przecież spółdzielni a nie moje, dzielić było łatwiej. 
        Zastanawiam się kiedy w końcu zrozumiemy, że ten kraj to Wspólne Dobro i wszyscy za niego odpowiadamy. My zaś zachowujemy się jak kibice, którzy dopingując swoją drużynę demolują klubowy stadion. Kiedy byłem w Szwecji na zaproszenie samorządu każdy Szwed czuł się i dawał mi do zrozumienia, że to on mnie gości, bo hotel, posiłek i wszystko co otrzymałem jest za pieniądze samorządu-komuny. Samorząd zaś to jego wspólne dobro i miejsce gdzie spływają jego podatki i wydawane są jego pieniądze. Wrogiem jest zaś ten co do kasy wspólnej nie dokłada, a jeszcze próbuje coś z niej wyszarpać. Nikt tam też nie powierzy zarządu i fachowego stanowiska ludziom przypadkowym, bez doświadczenia choćby z najlepszymi intencjami i pomysłami bo Wspólnym Dobrem ryzykować nie wolno.


Miłego popołudnia Tomek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz