Wyższe wykształcenie
Kiedy w latach 90-tych mówiono, że w Polsce jest za mało
ludzi z wyższym wykształceniem, to chyba nie miano na myśli takiej „produkcji”
jaka ma miejsce dzisiaj. Niestety niekoniecznie za ilością idzie dzisiaj jakość wyższego wykształcenia.
Kiedyś ukończenie właściwie każdej wyższej uczelni było gwarancją poziomu wiedzy jaką
reprezentował jej absolwent . Dzisiaj
niestety rzadko kiedy idzie to w parze. Dla wielu magistrów dobrze, że
wymyślono WORD-a, bo pisma z wielu
urzędów zawierałyby niezliczoną ilość
błędów ortograficznych. Nie chcę nikogo obrażać, bo skrzywdzę wielu, którzy
skończyliby i te dawne uczelnie. Sam jednak przyznajcie, że dziś posiadanie
dyplomu dowolnej uczelni nie jest przepustką, tak jak kiedyś, do znalezienia
zatrudnienia. Pracodawca bardziej oczekuje umiejętności potwierdzonej dyplomem,
a nie dyplomu, za którym nie stoją żadne umiejętności. Wiem, nie można mieć żalu do ludzi, że znając
taryfikator w danym zawodzie, albo kryteria naboru na dane stanowisko po
prostu szukają metody by wykształcenie zdobyć. Nie powinno to jednak odbywać
się tak łatwo jak ma to miejsce dzisiaj. Prawdą jest też, że bez pracy dyplomu nikt im nie da, ale mam wrażenie, że
wielokrotnie wystarczyć „ruszyć palcem w bucie” by tytuł zdobyć, a
najważniejszym dniem w życiu uczelni jest termin wpłaty czesnego. Ludzie muszą mieć szansę i dostęp do wyższego
wykształcenia, ale niech będzie ono gwarancją jakości wiedzy. Jest to również w interesie uczelni i
jej absolwentów, bo z jej uznaną marką łatwiej będzie znaleźć pracę.
I na koniec coś równie ważnego. Ukończenie
uczelni nie ma być powodem, by szybko zmienić sobie identyfikator czy wizytówkę
na drzwiach. Ten skrót przed nazwiskiem naprawdę nie ma wpływu na to co
reprezentujesz sobą jako człowiek.
Faktem jest, że poziom edukacji uczelni wyższych pozostawia wiele do życzenia i z każdym rokiem jest coraz gorzej. Jak słusznie zauważyłeś liczy się przede wszystkim pieniądz a nie człowiek, czyli osoba, która kończąc studia powinna posiadać określoną wiedzę i umiejętność jej wykorzystania oraz godnie reprezentować uczelnię, którą ukończyła. Niestety, to tylko teoria, bo w praktyce aby zdać egzamin lub zaliczyć kolokwium trzeba nauczyć się różnego rodzaju regułek (często słowo w słowo) i rzadko wymagane jest „myślenie”, czyli zastosowanie tych regułek przy rozwiązywaniu rzeczywistych problemów . To powoduje, że młodzi ludzie pomimo posiadania ogromnej wiedzy nie potrafią wykorzystać jej w późniejszym życiu i przyszłej pracy. Moim zdaniem jednak nie zawsze jest to wina uczelni, bo na studia trafiają osoby z określonym podejściem do nauki, często wynikającym z wcześniejszego sposobu edukacji. Wydaje mi się, że to na barkach podstawówek, gimnazjów oraz w sposób szczególny szkół średnich ciąży obowiązek nauczenia młodych ludzi powiązywania faktów, analizowania i wyciągania wniosków. Studia powinny tylko poszerzać te umiejętności. Nie mniej jednak szereg uczelni wyższych „produkuje” magistrów ze względu na pieniądze i dostosowuje swój poziom nauczania do przyszłych kandydatów, aby zachęcić jak największą liczbę osób do skorzystania z oferty kształcenia. Mam wrażenie, że w ostatnich latach niewielkiej liczbie uczelni zależy na prestiżu wynikającym z wysokiego poziom kształcenia oraz wyspecjalizowanej kadry (gdzie sama nauka pamięciowa to za mało). Obawiam się, że jak tak dalej będzie, to wielu młodych ludzi straci wiarę (o ile już tak nie jest), że wykształcenie pozwala na znalezienie dobrze płatnej pracy i pozwala na godne życie w kraju. Jeżeli chodzi o kwestię umieszczenia skrótu mgr przed nazwiskiem, to jako ciekawostkę powiem (ze swojego doświadczenia w pracy), że często ludzie pracujący w różnych instytucjach i na różnych stanowiskach (nie tylko średniego szczebla) bardzo lubią umieszczać ten tytuł na swoich imiennych pieczątkach. O ile wiele lat temu robiło to może wrażenie, bo mało było magistrów i był to zaszczyt, tak teraz przepraszam za to co napiszę, ale wzbudza to uśmiech na mojej twarzy.
OdpowiedzUsuńŚwietnie mnie zrozumiałaś
Usuń